Podkomisja smoleńska "ukryła" amerykański raport obalający tezę o zamachu - zasugerował TVN w reportażu pt. „Siła kłamstwa” w programie "Czarno na białym". To kolejna smoleńska manipulacja tej stacji, podobna do wymyślenia przez TVN słów kpt. Arkadiusza Protasiuka: „jak nie wylądujemy, to nas zabiją” - które posłużyły do nagonki na polskich pilotów.
Według programu TVN, z symulacji NIAR wynika, że "komputerowy tupolew" upadł w tym samym miejscu co prawdziwy samolot, i że skrzydło po zderzeniu z brzozą złamało się prawie do końca i mogło się zupełnie urwać. Ponadto - twierdzi TVN - "w ostatecznym raporcie podkomisji Macierewicza cytowane są tylko fragmenty z załączników do raportu NIAR, ale wszystkie badania, które wskazują, że w Smoleńsku doszło do wypadku, zostały ukryte".
Twierdzenia te mają jednak tyle wspólnego z prawdą co wymyślone słowa kapitana Protasiuka "Jak nie wylądujemy, to nas zabiją" - czyli nic.
Przede wszystkim – i to największa kompromitacja stacji - jako rzekome wyniki badań amerykańskiego instytutu NIAR (National Institute for Aviation Research) przedstawiono... rekonstrukcję na podstawie danych źródłowych dostarczonych przez podkomisję, opartych na raporcie Millera. Trzeba tu bowiem wyjaśnić, że Amerykanie mieli na zlecenie podkomisji smoleńskiej sprawdzić, czy "oficjalna" wersja przebiegu katastrofy smoleńskiej – ta z raportów Millera i Anodiny - jest zgodna z prawdą.
Już w 2020 r. Antoni Macierewicz mówił „Gazecie Polskiej:
„Jednym z najważniejszych celów badań prowadzonych przez NIAR miała być falsyfikacja lub weryfikacja oficjalnych hipotez, jakie zostały sformułowane w kwestii tragedii smoleńskiej. Mowa tu o koncepcjach zawartych w raporcie MAK czy tzw. raporcie Millera. I to - czyli weryfikacja i falsyfikacja owych hipotez - zostało zrobione”.
A więc Amerykanie wykonali symulację – zakładając właśnie niski przelot Tu-154, zderzenie z brzozą itd. - tyle że to, co pokazano w TVN - nie było jej rezultatem. Wbrew temu, co twierdzi TVN – z badań NIAR wynika, że Rosjanie i Miller przedstawili w swoich raportach dane zupełnie innej katastrofy niż ta, która naprawdę miała miejsce i którą można było zobaczyć na wrakowisku pod Smoleńskiem. I wszystkie te WYNIKI – a nie „millerowskie” dane źródłowe do falsyfikacji - zostały opublikowane w załącznikach do końcowego raportu smoleńskiego.
WIĘCEJ NA TEN TEMAT W ŚRODOWYM WYDANIU "GAZETY POLSKIEJ CODZIENNIE"