Donald Tusk pokazuje swoim ministrom, gdzie jest ich miejsce. Podczas podpisania tzw. porozumienia, które ma rzekomo zabezpieczyć odzyskiwanie mienia Skarbu Państwa, żaden z trzech podwładnych nie mógł choć na chwilę skraść show Tuskowi. Przywódca koalicji kazał im podpisać, po czym wyprosił ich z sali.
Ministrowie finansów, Andrzej Domański, MSWiA, Tomasz Siemoniak i sprawiedliwości, Adam Bodnar, jak stwierdził Tusk, poprosili go, by mogli podpisać porozumienie. Dzięki temu dokumentowi rząd ma rzekomo walczyć z "układem zamkniętym" poprzedników. W rzeczywistości to sygnał dla około 200 urzędników, by szukali haków na opozycję.
Siemoniak, Domański i Bodnar, którzy mieli być w końcu inicjatorami tego pomysłu, podczas konferencji ograniczali się do spełniania poleceń pryncypała. Wezwani za stolik, podpisali wspomniane porozumienie, przy wtórze monologu Tuska. Gdy złożyli autografy pod wszystkimi dokumentami, usłyszeli od przełożonego, że mogą już opuścić salę i realizować to, o co prosili.
Scena jak z Kremla, co nie uszło uwagi internautów.
Przedstawienia w KPRM w wykonaniu Tuska to już wyższy poziom putinady. Najpierw zawezwał 3 ministrów, żeby usiedli, podpisali papier o współdziałaniu, po czym siedzieli i słuchali szefa, kiwali głowami, a po kilku minutach Tusk ich odesłał, żeby "wrócili do pracy"
Putinada u Tuska w kancelarii 🤡
— Emilia Kamińska (@EmiliaKaminska) August 9, 2024
Musicie to zobaczyć państwo sami: https://t.co/eyDWKduP8s pic.twitter.com/zkQ4Zsr8PI