Na nic oskarżenia o łamaniu praw człowieka na granicy polsko-białoruskiej. Premier Donald Tusk usiłował dziś wytłumaczyć swoim posłom, co "wreszcie muszą zrozumieć". - Nikt nie mówi o zawieszeniu prawa do azylu. To jest nieprawda. Mówimy o nieprzyjmowaniu wniosków azylowych przez ludzi, którzy nielegalnie przekraczają granicę - zwracał się do posłów. Jeszcze większy mętlik wprowadził minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski.
Po wystąpieniu prezydenta Andrzeja Dudy w Sejmie, mimo art. 140 zakazującego debaty po orędziu, jego recenzją postanowił się podzielić premier Donald Tusk. Wyraźnie poirytowany był, gdy mówił o jednym z elementów tzw. strategii migracyjnej - „zawieszeniu przyjmowania wniosków o azyl”.
Pomimo kalibru oskarżeń od rozmaitych instytucji o zawieszaniu na kołku praw człowieka, podjął próbę wytłumaczenia się.
- Nikt nie mówi o zawieszeniu praw człowieka. Nikt nie mówi o zawieszeniu prawa do azylu. To jest nieprawda. Mówimy o nieprzyjmowaniu wniosków azylowych przez ludzi, którzy - zorganizowani przez Łukaszenkę - nielegalnie przekraczają granicę - przekonywał.
Zabroniłem moim dzieciom słuchać wypowiedzi Donalda Tuska, aby nie nauczyły się kłamać.#klamstwaTuska
— Paweł Lisiecki 🇵🇱📜⚖️🏛👨👩👦👦 (@lisieckipawel) October 16, 2024
Od @AnkaPolska pic.twitter.com/f7suRZZJEn
- Musicie to wreszcie zrozumieć. To wynik przestarzałych przepisów prawa – zwracał się do zebranych posłów koalicji, wyraźnie już poddenerwowany.
Zapewnił też, że „Polska będzie w awangardzie tych państw, które będą zmieniały przepisy międzynarodowe, które są zupełnie nieadekwatne do tej sytuacji”.
Do sprawy odniósł się też minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski.
W rozmowie z dziennikarzami w Sejmie po orędziu Andrzeja Dudy ocenił, że zarzuty prezydenta wobec strategii migracyjnej są wyjątkowo nietrafione. Sikorski podkreślił, że wbrew słowom głowy państwa nowe przepisy nie pozbawią prawa do azylu opozycjonistów białoruskich.
"Ograniczenie, jeśli chodzi o możliwość składania wniosków, ma być terytorialne, a więc rejon granicy, i czasowe, np. na 90 dni, a potem odnowienie za zgodą parlamentu. Nie ma ani jednego białoruskiego opozycjonisty, który by próbował z tymi watahami wysyłanymi przez Putina i Łukaszenkę przebijać się nielegalnie przez polską granicę" - oświadczył.
Sikorski przyznał, ze wśród cudzoziemców pojawiających się przy granicy polsko-białoruskiej są "biedni ludzie", dlatego przyjęta przez rząd regulacja będzie uwzględniała - na wniosek ministra sprawiedliwości Adama Bodnara - tzw. grupy wrażliwe.
"Grupy wrażliwe: matki z dziećmi, osoby, co do których można domniemywać, że były torturowane, czy inne tego typu uzasadnione wypadki, będą traktowane, w żargonie to się mówi, przesiewowo. To znaczy, strażnik graniczny będzie określał, że takie osoby będą mogły mimo wszystko złożyć ten wniosek. Ale nie uzbrojeni w maczugi, w maczety, w noże +zbirowie+" - powiedział Sikorski.
Na uwagę, że zdanie odrębne do przyjętej przez rząd strategii migracyjnej złożyli ministrowie Lewicy, szef MSZ odparł, że oni - poza oczywistym jego zdaniem potwierdzeniem, że regulacja stoi w zgodzie z konstytucją - "chcieli zmiany tak naprawdę jednego słowa": z "zawieszenia" prawa do wnioskowania o azyl na "ograniczenie". "My chcemy być uczciwi. To znaczy - niektóre kategorie ludzi w niektórych obszarach i przez pewien ograniczony czas, te watahy przysłane nam przez Putina i Łukaszenkę nie będą mogły składać podania o azyl" - powiedział.