Wspierany przez PiS kandydat na prezydenta Karol Nawrocki podpisał dziś przygotowaną przez Mentzena deklarację z postulatami - jak twierdził lider Konfederacji - ważnymi dla jego wyborców. Jednym z punktów było zapewnienie, że Nawrocki jako prezydent nie podpisze ewentualnej ustawy, która ratyfikowałaby przyjęcie Ukrainy do Sojuszu Północnoatlantyckiego.
Karol Nawrocki, podpisując się pod tym punktem, tłumaczył:
Dzisiaj w ogóle dyskusja o wejściu Ukrainy do NATO jest zupełnie bezprzedmiotowa. Wejście Ukrainy do NATO sprawiałoby, że cały Sojusz Północnoatlantycki jest w stanie wojny z Federacją Rosyjską.
Ostro zaatakował go za to Donald Tusk. Oczywiście kłamiąc.
"Jeżeli kandydat na prezydenta w Polsce, który - właściwie tylko po to, żeby się przypodobać w jednej audycji panu Mentzenowi - mówi, że Polska nigdy nie zgodzi się na Ukrainę w NATO - to nie ma lepszego terminu dla tego, co zrobił, niż zdrada stanu"
- ocenił w TVN24 Tusk. Jak dodał, "to jeden z największych skandali tej kampanii".
Premier stwierdził ponadto: "niewiele było spraw, gdzie udało się zbudować pełny konsensus, pełną solidarność pomiędzy zmarłym prezydentem Lechem Kaczyńskim a mną, gdy byłem premierem". "To był raczej konflikt i polityczna konfrontacja. Ale w kwestii Ukrainy i jej suwerenności, jej prozachodniej pozycji i członkostwa w NATO, była pełna zgoda. On był w ogóle promotorem tej idei" - zaznaczył.
Tymczasem po pierwsze: Karol Nawrocki wyraźnie odnosił się do stanu wojny, która zapewne potrwa na Ukrainie jeszcze długi czas. I nie użył słowa: "nigdy". Wręcz przeciwnie: powiedział, że w dalekiej przyszłości wolałby widzieć Ukrainę w zachodnich, a nie wschodnich strukturach geopolitycznych.
Po drugie: stanowisko Donalda Tuska - jawnie prorosyjskie - znacząco odbiegało od agendy śp. Lecha Kaczyńskiego, także w sprawie Ukrainy. Przeciwnikiem akcesji Ukrainy i Gruzji była zresztą wówczas Angela Merkel, polityczna patronka Tuska. W 2008 r. sprzeciwiła się ona na szczycie NATO dążeniom USA do zbliżenia obu tych krajów do struktur Sojuszu. Ludzie Tuska usilnie ją w tym wspierali.
W jednym z odcinków serialu "Reset" autorzy - Michał Rachoń i Sławomir Cenckiewicz - pokazali list prezydenta Lecha Kaczyńskiego do premiera Grecji datowany na 26 marca 2008 r. (szczyt NATO rozpoczynał się 2 kwietnia 2008 r.). W korespondencji prezydent podkreślał, że „do najistotniejszych zagadnień, których będą dotyczyć rozmowy z pewnością należy polityka otwartych drzwi NATO.
– można było przeczytać w liście napisanym przez Lecha Kaczyńskiego.
Korespondencja ta została przekazana 27 marca 2008 r. z Kancelarii Prezydenta do Ministerstwa Spraw Zagranicznych z poleceniem pilnego wysłania jej drogą dyplomatyczną. Prezydentowi Kaczyńskiemu zależało, aby list dotarł do adresatów przed rozpoczęciem szczytu w Bukareszcie (2 kwietnia 2008 r.). Tak się jednak nie stało, bo wedle ujawnionych dokumentów Radosław Sikorski podjął decyzję o ukryciu listu w szafie pancernej w MSZ na kilka dni.
Zwłokę tę skomentował w serialu Maciej Łopiński, minister w Kancelarii Prezydenta RP w latach 2005–2010.
Ten dokument nie zostanie dostarczony w takim terminie, żeby mógł być wzięty poważnie pod uwagę przez adresatów. To jest działanie wbrew polskiej racji stanu. To jest w ogóle działanie ośmieszające Polskę.
– mówił minister Łopiński.
Z kolei dr hab. Cenckiewicz podkreślał, że list prezydenta Kaczyńskiego dotyczył tylko jednej kwestii:
Tego, żeby w jakiejś jasno określonej perspektywie Gruzja i Ukraina zostały przyjęte do rodziny państw zachodnich, wolnych i bezpiecznych dzięki uczestnictwu w Pakcie Północnoatlantyckim. Zatrzymanie tego listu było dokładnie grą obliczoną na wzmocnienie agendy polityczne niemieckiej i francuskiej. Ukrycie tego listu, niewpuszczenie go w dyplomatyczny krwiobieg międzynarodowy przez niewysłanie go w czasie, gdy powinien być wysłany, to był sabotaż. To był sabotaż przeciwko interesowi Polski, interesowi Stanów Zjednoczonych, a także przeciwko (…) Ukrainie i Gruzji.