Spora część aktorów tej nocy czerwcowej miała coś na sumieniu. Myślę, że to jest najistotniejszy czynnik, który do tej sytuacji doprowadził – chęć ukrycia prawdy, uchronienie różnych interesów, rożnych postkomunistycznych grup – ocenił w rozmowie z Niezalezna.pl poseł Prawa i Sprawiedliwości Bartłomiej Wróblewski, analizując przyczyny ataku na rząd Jana Olszewskiego w czerwcu 1992 roku.
Obalenie rządu Jana Olszewskiego, do którego doszło podczas sejmowego głosowania w nocy z 4 na 5 czerwca 1992 roku uświadomiło wielu Polakom, że na prawdziwą niepodległość i suwerenność muszą jeszcze trochę poczekać. Postkomunistyczny establishment wspierany przez agentów reżimowych służb i ulokowany w wielu bardzo ważnych, newralgicznych wręcz z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa miejscach, we współpracy ze zblatowanymi z nim niektórymi byłymi solidarnościowcami dokonał swoistego zamachu stanu. Wszystko odbyło się na pozór zgodnie z prawem, jednak nawet sam Waldemar Pawlak, który na skutek sejmowych knowań zastąpił na stanowisku premiera Jana Olszewskiego, plan na przejęcie władzy określił w jednej ze scen filmu „Nocna zmiana” „gangsterskim chwytem”.
Zdaniem posła Prawa i Sprawiedliwości Bartłomieja Wróblewskiego, decyzja ówczesnego Sejmu „była brzemienna w skutki”, zatrzymując proces dekomunizacji w Polsce na wiele lat. – Miała swoje konsekwencje nie tylko w sferze politycznej, tej parlamentarnej, ale także miała konsekwencje, które przekładały się na polską gospodarkę, kulturę, dyplomację. Był to jeden z największych błędów, które zostały popełnione po 1989 roku – podkreślił parlamentarzysta.
– Ja bym tego jednak nie oceniał w kategoriach parlamentarnych. Proszę pamiętać, że to się stało trzy lata po 1989 roku. Wtedy instytucje państwa cały czas się tworzyły, krzepły. Możemy natomiast to ocenić w kategoriach ludzkich, etycznych oraz politycznych
– dodał.
Zdaniem Wróblewskiego, wobec perspektywy ujawnienia agentury komunistycznej bezpieki „powstała koalicja strachu przed ujawnieniem prawdy”. – Jednak spora część aktorów tej nocy czerwcowej miała coś na sumieniu. Myślę, że to jest najistotniejszy czynnik, który do tej sytuacji doprowadził – chęć ukrycia prawdy, uchronienie różnych interesów, rożnych postkomunistycznych grup – zauważył.
Przyznał, że pewna nieformalna koalicja środowisk postkomunistycznych oraz tej części lewicowo-liberalnej „Solidarności”, która powstała po 1989 roku „trwa do dzisiaj”.
– Widzimy to obecnie na listach wyborczych do naszego parlamentu, czy do Parlamentu Europejskiego. Te środowiska mają swoje, czasem odrębne programy i interesy, ale widać było przez te lata, że w sytuacjach (z ich punktu widzenia) zagrożenia ze strony obozu niepodległościowego zawsze umieją się połączyć, dlatego, że traktują nas (w tym wypadku Zjednoczoną Prawicę, a wcześniej pozostałą część obozu solidarnościowego) jako zagrożenie
– tłumaczył poseł Wróblewski.
Wyjaśnił, że poczucie zagrożenia o którym mówił może dotyczyć poglądów, wizji Polski, ale też „może być uwarunkowane konkretnymi interesami w wymiarze grupowym i indywidualnym”.