W poprzednią niedzielę na trasie kolejowej Warszawa-Dęblin doszło do niebezpiecznego zdarzenia. Maszynista wyhamował pociąg tuż przed wyrwą w torach. Dzień wcześniej, ok. godziny 21.00 policja otrzymała informację o eksplozji w tamtym rejonie.
Jako pierwsza o tym, że to akt dywersji i sabotaż mówiła na antenie TV Republika Iwona Kurowska, starosta garwolińska, podkreślając, że taką informację otrzymała od służb. Początkowo, jej wersja podważana była przez rzeczników służb i MSWiA. Później sam premier Donald Tusk potwierdził w mediach społecznościowych, że zdarzenie w Życzynie było aktem dywersji.
Kurowska mówiła o sprawie w niedzielę w programie "Polityczna kawa" Tomasz Sakiewicza. Przypomniała, że rzecznik prasowy ministra koordynatora służb specjalnych Jacek Dobrzyński zarzucał jej "przechwalanie się" tym, że zadzwoniło do niej ABW. Co więcej, oskarżano ją o kłamstwa.
"No dzieje się coś bezprecedensowego, o czym ja od razu wprost w taki sposób mówię. Tymczasem uwaga zupełnie nie kieruje się w tym kierunku, tylko kieruje się na jakąś tam panią starostę [...] i cały atak skupia się na tym, czy ja coś powiedziałam, czy nie powiedziałam, jak powiedziałam, czy powinnam to powiedzieć, od kogo się dowiedziałam, zamiast na tym, żeby skupić się na faktycznym problemie, który się wydarzył i na fakcie, który miał miejsce"
– mówiła. Dodała, że to "bardzo dla mnie smutne i właściwie to przerażające".
Podkreśliła, że starosta powiatu jest "szefem zarządzania kryzysowego i w razie potrzeby szefem sztabu zarządzania kryzysem na terenie powiatu, jeśli na terenie powiatu coś się wydarzy". - Są procedury, są zasady informowania, kto powinien poinformować, kiedy powinien poinformować, no i to oczywiście się nie wydarzyło - oznajmiła.
"Mam takie wrażenie od niedzieli, a od poniedziałku to już na pewno, że gdyby nie moja wypowiedź, gdyby nie to, że powiedziałam wprost, że dostałam informację, że to była informacja od osób dobrze poinformowanych, że był akt dywersji, że była eksplozja, to być może - nie mamy pewności, ale jest duże prawdopodobieństwo - próbowano by to wydarzenie inaczej przedstawiać, że być może cała Polska i cały świat nie dowiedzieli by się o tym, co się tak naprawdę pod Garwolinem wydarzyło"
– stwierdziła.
Na uwagę prowadzącego, że kilkanaście godzin później na tej samej linii doszło do kolejnego niebezpiecznego zdarzenia, oznajmiła, że "my, Polacy mamy taką tendencję do tego, żeby organizować się dopiero wtedy, kiedy rzeczywiście już kraj płonie, ale chyba należy ten okres zakończyć".
"Wojnę otwartą wojnę za granicami Polski mamy już od dobrych kilku lat, te niepokojące sygnały i ta seria podpaleń i teraz to, co się wydarzyło na naszych polskich kolejach, no chyba definitywnie powinno zakończyć okres takiego pospolitego ruszenia"
– stwierdziła.
Podkreśliła, że "państwo polskie które dostaje taki sygnał powinno uruchomić całą procedurę, która powinna być taką kaskadą, która akurat tutaj w tym przypadku idzie z dołu do góry i powinny być uruchomione wszystkie możliwości".