Premier Donald Tusk robi wszystko, aby podzielić środowiska rolnicze i sparaliżować ruch społeczny, który rozpoczął się od blokowania dróg przez farmerów, a do którego dołączają się kolejne grupy. Na czwartkowe spotkanie nie zostały wpuszczone media – w tym Telewizja Republika – i część rolników, którzy byli we wtorkowej delegacji protestujących. Związkowcy rolniczej Solidarności opuścili spotkanie. – 6 marca odbędzie się wielki protest. Musimy dokonać przełomu w polityce gospodarczej – mówił po wyjściu ze spotkania Gabriel Janowski, były działacz rolniczy i były minister rolnictwa.
Czwartkowe spotkanie było zapowiadane jako przełom. Donald Tusk, po tym jak dowiedział się, że do rolników dołącza NSZZ „Solidarność”, natychmiast zaczął składać zapewnienia, a jednocześnie obiecywać negocjacje w sprawie mechanizmów embarga dla produktów z Ukrainy i znoszenia obostrzeń Zielonego Ładu. Rząd zaczął też przekonywać opinię publiczną co do tego, że właściwie wszystko już zostało wprowadzone. – Spotyka się z nimi minister rolnictwa Czesław Siekierski. Był też w Brukseli. Efekty pierwsze już są. Chodzi o Zielony Ład właśnie, czyli sprawę odłogowania, ograniczenia stosowania nawozów sztucznych, środków ochrony roślin, to są tematy, które zostały zablokowane, bo miały już wchodzić od tego roku. Nie będą funkcjonować. Trzeba je definitywnie odłożyć na półkę; to są te pierwsze pozytywne efekty – mówił wczoraj Władysław Kosiniak-Kamysz w Polskim Radiu. Nie dodał jednak, że działania te są zawieszone, a jak twierdzą rolnicy, głównie dlatego, że w tym roku są wybory do europarlamentu.
Na czwartkowe spotkanie zaproszeni zostali przedstawiciele związków rolników. Większość z tych organizacji ma charakter fasadowy i nie cieszy się szerokim poparciem rolników. Wśród zaproszonych znalazł się m.in. Władysław Serafin (były polityk PSL), przedstawiciele skostniałych izb rolniczych, związkowiec i współpracownik Samoobrony Waldemar Izdebski czy Wiktor Szmulewicz. Co ciekawe, ci dwaj ostatni przed ostatnim protestem w Warszawie mówili o tym, że mają już z rządem… porozumienie. Ich wypowiedzi odbiły się szerokim echem wśród rolników i przez część z nich odebrane były jako zdrada. Działań na rozłam jest więcej. Media uderzają w jedną z twarzy protestów Szczepana Wójcika. Ten przedsiębiorca działający w polskim konsorcjum rolnym to potentat wielu branż, w tym futrzarskiej i mleczarskiej (w mediach chwalił się, że jego firmy mają 15 tys. sztuk bydła), jest jednym z organizatorów strajku. Jeszcze kilka lat temu protestował przeciwko PiS ramię w ramię z Michałem Kołodziejczakiem. Był również gościem podczas pierwszej konwencji AgroUnii. Po tym jak został „gwiazdą” tegorocznych protestów rolników, media ujawniły, że jego konsorcjum miało farmy na Ukrainie i gdy Rosja zaatakowała naszych sąsiadów, przywiózł stamtąd zboże do Polski. Mimo że wcześniej temu zaprzeczał, teraz tłumaczy, że były to jedynie dwie ciężarówki. Na strajkach coraz częściej słychać obawy o to, że liderzy protestów zdradzają postulaty. Sytuacji nie poprawiło czwartkowe spotkanie, gdzie faktycznie rząd wybrał sobie stronę do rozmów. Do Centrum Dialogu nie zostali wpuszczeni wszyscy przedstawiciele rolników, którzy byli we wtorkowych delegacjach do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i marszałka Szymona Hołowni. Na to zwrócili uwagę przedstawiciele rolniczej Solidarności, ale również przedstawiciele Telewizji Republika, czyli jedynego medium pokazującego na żywo strajki rolników.
– Pan minister Kołodziejczak powiedział, że jak mi się nie podoba, to mogę opuścić spotkanie. Wyszliśmy z tego spotkania, w tym nie ma sensu uczestniczyć, bo do niczego to nie doprowadzi. Jest wkładany kij w szprychy tego roweru rolniczego, który dziś jedzie – relacjonował Tomasz Obszański, który wyszedł ze spotkania oburzony jego poziomem. Jak mówił, chodzi o to, żeby rząd zabrał się do pracy. – Trzeba powiedzieć, że to jest gardzenie polskim rolnikiem – mówił Obszański. Zdaniem związkowców z Solidarności trzeba wybrać prawdziwą reprezentację protestujących. Dziś bowiem w całej Polsce jest około 280 komitetów strajkowych. Okazało się, że związkowcy niewiele stracili, wychodząc ze spotkania. Po półtorej godzinie było wiadomo, że nie padną ze strony rządu żadne konkrety.
Rząd od tygodni gra na czas. Zdaniem komentatorów liczy na to, że wraz z nadejściem wiosny rolnicy będą musieli się zająć pracami polowymi. Według deklaracji ci nie mają jednak zamiaru ustępować. 6 marca organizują protest w Warszawie. Tym razem mają przyjechać do stolicy traktorami. Domagają się oni konkretnych działań w sprawie Zielonego Ładu i wwozu towarów rolnych z Ukrainy. Rząd z jednej strony przekonuje, że rozumie protesty rolników, ale jednocześnie nie chce podjąć radykalnych działań. Do tych namawiają koalicję rządzącą politycy PiS. Zapowiadają, że poprą oni ustawy dotyczące embarga na towary z Ukrainy i rozwiązania dotyczące Zielonego Ładu. Ich zdaniem trzeba też przyjąć system dopłat wyrównujących poniesione przez rolników straty.