Jeden z mieszkańców Głuchołaz podzielił się swoją wstrząsającą relacją z powodzi. Sam pomagał w trakcie najtrudniejszej sytuacji, a później... czekał 9 godzin na pomoc "na wysepce", która została dookoła zalana. Jak twierdzi, stało się to już po tym, jak do miasta przyjechał Donald Tusk.
Południe Polski mierzy się z największymi od lat powodziami. Niektóre miejscowości zostały doszczętnie zniszczone. Jedną z miejscowości, które ucierpiały najbardziej, są Głuchołazy. Mimo wysiłków mieszkańców, miasto zostało zalane. Wiele osób nie kryje rozgoryczenia tym, co się wydarzyło.
Szczególnie szokująca jest relacja jednego z mieszkańców w Głuchołazach.
- Pomagałem sypać worki z piaskiem, była cała ulica służb, bo miał przyjechać pan Tusk. Pan Tusk przyjechał, porobili sobie wspólne zdjęcia, pan Tusk pojechał i wszystkie służby znikły. Przyszedł jeden policjant do nas na wały i mówi: ludzie, co wy tu robicie, uciekajcie, zaraz będzie katastrofa - powiedział mężczyzna w rozmowie z "Faktem".
Mężczyzna postanowił wywieźć swoje auto, by nie ucierpiało w trakcie powodzi. Ale do domu nie zdążył wrócić.
- Już wracając nie zdążyłem dojść do dołu, górami przez budowę i na górce ostatniej utknąłem. Ludzie wydzwaniali na 112. Nic, bo twierdzą, że oni nie potrafią - wskazywał rozgoryczony, dodając: - Czekałem 9 godzin. Mówili mi: już jadą, już płyną. Nikt się nie pojawił. Zszedłem koło 16, a zaczęło się rano.
"Tusk przyjechał porobili sobie wszyscy zdjęcia i jak Tusk pojechał to i służby pojechały ..." 👇 pic.twitter.com/0srwpifHg7
— 🛑 STOP LEWACTWU W POLSCE 🛑 (@Radoslaw2202) September 17, 2024