Salon III RP to stara ulicznica. Cwana, wulgarna i roszczeniowa. Dzięki niezależnym mediom, takim jak Telewizja Republika, jej propagandowy make up jednak pęka, odsłaniając brzydką, ropiejącą twarz. Bezinteresowna dobroczynność WOŚP, niezależność dziennikarska salonowych mediów, autorytet medialnych profesorów prawa, wysoka moralność znanych artystów – to wszystko zaczyna dziś brzydko pachnieć i wyglądać. Nadszedł czas, aby rozliczyć ten śmierdzący bałagan - pisze Filip Rdesiński w "Gazecie Polskiej".
Kolejny finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy i znów ten sam spektakl. „Czy wspiera Pan/Pani inicjatywę Owsiaka?” – dokładnie takie pytanie od kilku dekad pada z ust salonowych dziennikarzy w kierunku osób publicznych, deklarujących konserwatywny światopogląd.
W tym roku nie ominęło ono m.in. kandydata na prezydenta Karola Nawrockiego. Cel takiego pytania jest jeden. Postawić pytającego w niezręcznej sytuacji. Jeśli poprze WOŚP, to salon będzie miał argument na rzecz świeckiej kanonizacji Owsiaka. To z kolei oznacza, że wygłaszane przez niego poglądy są niepodważalne i stanowią moralny kompas dla całego społeczeństwa, a sprzeciw wobec nich oznacza herezję i społeczny ostracyzm. Jeśli pytany odmawia poparcia, to znaczy, że jest nieczułym i złym człowiekiem, który sprzeciwia się działalności charytatywnej i nie szanuje aktywności dzieci biegających z puszkami. „Sprzeciwia się Pan wspieraniu dzieci z chorobą nowotworową?” – pyta salonowy dziennikarz. I pytający już jest ugotowany. Trudno bowiem odpowiedzieć jednym zdaniem, tłumacząc niuanse związane z budowaniem majątku rodziny Owsiaków za pieniądze WOŚP. Trudno jest jednym zdaniem opowiedzieć o wszystkich propagandowych akcjach wspierających salon III RP w trakcie festiwalu organizowanego za zebrane do puszek pieniądze. O billboardach wypuszczonych w okresie kampanii wyborczej, podprogowo uderzających w prawicowy rząd. O wspieraniu manifestacji proaborcyjnych, przy jednoczesnym opowiadaniu o wrażliwości na krzywdę najmłodszych. Trudno jest wybrnąć z pytania, będącego moralnym szantażem, stworzonym z demoniczną precyzją przez propagandystów systemu. WOŚP to narzędzie soft power salonu zbudowane pod banderą ochronną radosnej dobroczynności. Spod jego spodu od dawna wyziera jednak postkomunistyczna manipulacja, mająca formować młode pokolenie zgodnie z lewackim interesem.
Pomimo jawnie politycznej twarzy tego projektu, jego twórcy wciąż wciskają nam opowieść o dobrej zabawie pozbawionej innych celów niż te charytatywne. Przypomina to do złudzenia motyw z komedii Tima Burtona „Marsjanie atakują”. „Przybywamy w pokoju” – powtarzają w kółko Obcy, strzelając do Ziemian. Kontynuują to nawet wtedy, gdy zdołali już rozwalić pół ziemskiej cywilizacji. Na pytanie o wspieranie WOŚP część osób odpowiada, że wybiera pomoc Caritasowi. I pewnie w większości przypadków tak jest. I jest to postawa godna pochwalenia. Problem polega jednak na tym, że taka odpowiedź jest półśrodkiem, który nadal pozostawia pytanego w pozycji przegranej wobec salonowej propagandy. Tymczasem mamy pełne prawo nie tylko nie popierać WOŚP, lecz wprost się jej sprzeciwiać. Bez tłumaczenia się, szukania zamienników, jak Caritas czy inna organizacja charytatywna, i bez przepraszania. Nikt nie ma prawa nas zmuszać do czapkowania Owsiakowi za pomocą moralnego szantażu. Nie my powinniśmy przepraszać i kajać się za to, że nie wrzuciliśmy złotówki do puszki. To postkomunistyczny salon powinien wstydzić się za to, co zrobił z Polską, używając dla podtrzymania swojej władzy takich narzędzi jak WOŚP. Parafrazując słowa Bohdana Smolenia ze skeczu „A tam cicho być”, należałoby Owsiakowi i jego kolegom powiedzieć: „A mnie za te 35 lat to nikt, k…, nie przeprasza!”.
Mechanizm wpędzania w poczucie winy, zawstydzania, budowania ostracyzmu i moralnego szantażu w ostatnim roku doskonale widoczny był przy okazji niebywałego sukcesu Telewizji Republika. Najpierw korzystając z pretekstu, jakim były słowa wypowiedziane przez komentatorów zaproszonych na antenę, rozpętano burzę mającą na celu zastraszenie reklamodawców. Próba finansowego zatopienia telewizji przełamującej salonowy monopol na przekaz się nie udała. Przystąpiono więc do zastraszania potencjalnych gości, którzy odnieśli sukces. W pierwszej kolejności uderzono w Muńka Staszczyka, który… śmiał pojawić się na antenie Republiki. Tak jak w przypadku reklamodawców, negatywny efekt był jedynie częściowy. Kolejny atak, jakim był kwik, szyderstwo i rwanie włosów z głów, przypuszczono, gdy okazało się, że Telewizja Republika organizuje z powodzeniem imprezę sylwestrową w Chełmie. Niewyobrażalne w III RP było bowiem, żeby ktoś złamał monopol salonu na pojawianie się w towarzystwie popularnych artystów i celebrytów. Wchodził z butami w świat, który zarezerwowany był wyłącznie dla tych, którzy podporządkują się lewackiej narracji. I żeby artyści chcieli pojawiać się w niesalonowych mediach. Monopol medialny i kontrola za jego pomocą artystycznych karier stanowiła bowiem kluczowe narzędzie w miękkim petryfikowaniu postkomunizmu. Jeśli jakiś artysta nie szedł po linii salonu, to znikał z mediów, co często oznaczało koniec kariery.
Tylko największe gwiazdy, prawdziwi artyści potrafili ten mechanizm omijać, ale też nie bez konsekwencji. Z kolei pojawienie się na kanapie u salonowego szambelana Kuby Wojewódzkiego dla młodych artystów oznaczało wydanie certyfikatu medialnej koszerności i przepustkę do dobrego życia. I każdy z tych młodych wiedział, że jakiekolwiek inklinacje prawicowe będą dla niego zatrzaśnięciem drzwi do sławy i dużych pieniędzy.
Salonowym demiurgom byli bowiem potrzebni kontrolowalni artyści, którzy będą idolami i autorytetami dla młodzieży. I poprowadzą tę młodzież ścieżką wartości i przekazu medialnego, co pozwoli na utrzymanie pełni władzy.
Kariera Jerzego Owsiaka funkcjonuje w oparciu o ten sam mechanizm. Stworzono medialnego celebrytę, który pociągając za sznurki muzyki, zabawy i luzu, miał jak szczurołap z bajki grający na flecie prowadzić młodzież tam, gdzie chcieli postkomuniści. I nagle pojawiła się nowoczesna przestrzeń niezależności i wolności. Telewizja, której nie da się obśmiać jako zacofanej, śmiesznej, źle robionej. Co gorsza, właśnie przebija ona w notowaniach największy kanał informacyjny salonu. Burzy narrację i pokazuje szantażowanemu od dekad środowisku artystów, publicystów, komentatorów naukowych, że jest prawdziwa alternatywa. I można z powodzeniem się wybić, nie korzystając z wazeliny. Dla lewactwa jest to zamach na jego dotychczasową pozycję, wyłom w świecie, który z wielką pieczołowitością budowało. Stąd szaleńcze oświadczenia Jerzego Owsiaka, że czuje się zagrożony i nie wie, czy dożyje jutra. Znalezienie człowieka, który miał mu podobno grozić pod wpływem treści nadawanych przez Telewizję Republika.
Stąd dziki atak minister Katarzyny Kotuli i słowa polityków koalicji 13 grudnia o odebraniu Republice koncesji na nadawanie. Kolejna próba skoordynowanego ataku, który miałby zatrzymać rozwój mediów Domu Wolnego Słowa. I sygnał wysłany społeczeństwu, że te media stanowią poważne zagrożenie. Tylko lewactwo nie dodaje, że to zagrożenie dotyczy nie polskiego społeczeństwa, lecz pozycji postkomunistycznych pseudoelit.
Bo to co im zagraża i co ich przeraża, to prawda.
Od lat wmawiano aspirującej młodzieży, że prawicowe środowiska to obciach, śmierdzący filc, zacofanie, umysłowa tępota. I wiązanie się z takimi środowiskami oznacza ostracyzm, ograniczenie na rynku pracy, problem z budowaniem biznesu i społeczne napiętnowanie. Sukces Telewizji Republika pokazuje jednak, że to lewicowo-liberalny salon jest w odwrocie, a bycie po stronie zdrowego rozsądku jest nie tylko słuszne, ale właśnie perspektywiczne. Być może należy odwrócić wektory i zacząć bez wstydu i z pełnym przekonaniem zadawać pytania, czy nie wstyd artystom występować w TVN lub udzielać wywiadów „Gazecie Wyborczej”. Mediom, które pomagały tworzyć nieuczciwy, bandycki, postkomunistyczny system.
Mówić wprost o tym, że niezależność salonowych dziennikarzy jest funta kłaków warta. Bo wystarczyło przejść się przed świętami na plac Konstytucji i zobaczyć, jak chleją wódę z politykami partii rządzących. Wypisz, wymaluj jak scena finałowa z „Folwarku zwierzęcego” Orwella. Piętnować profesorów prawa chodzących na pasku salonu, którzy opowiadają głupoty i wpędzają w głębokie zażenowanie swoich studentów. Tak jak profesor Andrzej Zoll, który meandruje w oparach absurdu, twierdząc, że „Jeżeli chce się wprowadzić praworządność, nowa władza nie może iść drogą ustawodawczą”.
Należy wówczas wprost podważać zdolność takiej osoby do uczestniczenia w publicznym dyskursie. I nie chodzi tu już nawet o jej kompetencje, lecz o elementarną uczciwość.
Zapewne jeszcze znajdą się think tanki, portale, kanały na YT niekojarzone z salonem, które nieraz zaproszą prof. Zolla do debaty i będą podtrzymywać jego wątpliwy w ostatnim czasie autorytet. Dlaczego? Bo przez lata konserwatyści chcieli uczciwie stosować się do zasad demokratycznej debaty. Dawać uczciwie głos drugiej stronie, choćby ta kłamała w żywe oczy. Starać się tworzyć przestrzeń porozumienia i kompromisu. Tymczasem strona lewacko-liberalna zachowywała się za każdym razem jak KO-wiec grany przez Stanisława Tyma w filmie „Rejs”, w trakcie gry w „salonowca”. Zasady demokratyczne były traktowane przez nią wedle filozofii Kalego. Dzielenie uczestników życia publicznego na równych i równiejszych stanowiło normę. Dotyczyło to dostępu do mediów, uczestniczenia w dyskursie naukowym, wspierania NGO-sów czy w końcu wymiaru sprawiedliwości. Ikonicznym przykładem w tym kontekście było szczególne traktowanie aktora Jerzego Stuhra. Nie spotkała go krytyka ze strony salonowych mediów, gdy opowiadał, że wstydzi się za granicą mówić po polsku. Niejeden salonowy kolega brał go w obronę, gdy spowodował wypadek pod wpływem alkoholu. On sam z kolei nie czuł do końca, że zrobił źle, i nie bał się konsekwencji prawnych. Doskonale wiedział, że sędziowska kasta nie zrobi większej krzywdy medialnej twarzy salonu. I tak też się stało. Zbrodnią natomiast było zjedzenie sałatki w ławach sejmowych przez Krystynę Pawłowicz. Wówczas salon grzmiał, kilka tygodni podnosząc głosy oburzenia i dezaprobaty. W tak nieuczciwie zbudowanym forum debaty publicznej purystyczne stosowanie się do reguł otwartości, zrozumienia i szacunku powodowało, że konserwatywna strona obrywała ciągle pałą po plecach. To się właśnie zmienia. Nigdy więcej nie należy pozwolić na próbę wpędzania w poczucie winy za głoszenie prawdy. Nigdy więcej dać się zastraszać i piętnować. Nigdy więcej ulegać pseudomoralnemu szantażowi. Ani kroku wstecz! Jeśli ktoś cię okłada pałą, to trzeba mu ją wyrwać i dać mu poczuć, jak boli jej smak. Inaczej nigdy nie zrozumie, że reguły się zmieniły i wraca normalność.
#WydanieSpecjalne | @realDonaldTrump: Każdego dnia mojej administracji Ameryka będzie najważniejsza! Nasza niepodległość zostanie odzyskana i przywrócę bezpieczeństwo! Równowaga sprawiedliwości zostanie przywrócona. Stosowanie jako broni naszego wymiaru sprawiedliwości zakończy… pic.twitter.com/zdcmUFwPtJ
— Telewizja Republika 🇵🇱 #włączprawdę (@RepublikaTV) January 20, 2025