W głośnym wywiadzie z Tuskiem Wojewódzki przekonywał go, że wyborcy oczekują "odwetu" i "rewanżu". Sam premier, cytowany w artykule, nie krył swojej niechęci do politycznego przeciwnika: „Ja go tak nienawidzę, wsadzę do pudła albo najlepiej łeb urwę”. Na te słowa jego nowy doradca odpowiedział z przekonaniem: „Jakby pan mówił takim językiem, toby pan nie stracił tych dwóch i pół miliona wyborców, jestem przekonany". Ten "toksyczny sojusz", jak nazywa go w "Gazecie Polskiej" Piotr Lisiewicz, ma być sposobem na zatrzymanie politycznego upadku premiera.
Według Lisiewicza, realizacja "patoprogramu" już się rozpoczęła, a jej narzędziem jest prokuratura. Do prowadzenia sprawy przeciwko Zbigniewowi Ziobrze i Funduszowi Sprawiedliwości wyznaczono bowiem prokuratora Piotra Woźniaka, którego autor określa jako "najbardziej skompromitowanego polskiego prokuratora". Piotr Lisiewicz przypomina przy tym jego rolę w sprawie kibica Legii, Piotra Staruchowicza, który po latach został prawomocnie uniewinniony. Zdaniem publicysty, wystawienie tak kontrowersyjnej postaci do prowadzenia głośnego śledztwa ma pokazać, jak "bezwzględny" i "silny" jest Tusk.
Czy jednak ta strategia, którą autor nazywa "patogłupotą", przyniesie Tuskowi polityczne korzyści? Lisiewicz twierdzi, że premier całkowicie myli się w swojej diagnozie. Wyborcy, których stracił, to nie zwolennicy brutalnej zemsty, lecz przede wszystkim ludzie młodzi, znużeni niespełnionymi obietnicami i agresywną demagogią. Ich, jak konkluduje autor, z pewnością nie pozyska metodami wskazanymi przez kontrowersyjnego "trenera personalnego".