Trybunał Sprawiedliwości UE rozpatrzy sprawę Ryszarda Czarneckiego, który zaskarżył decyzję Parlamentu Europejskiego co do odwołania go ze stanowiska wiceprzewodniczącego. Zdaniem polityka naruszono procedury m.in. przez odebranie mu prawa do obrony i nagłą zmianę regulaminu głosowania. – Bardzo się cieszę, że sprawa nie została odrzucona i jest procedowana – mówi „Gazecie Polskiej Codziennie” europoseł.
Kłopoty Ryszarda Czarneckiego zaczęły się od wypowiedzi dla portalu Niezależna.pl. Komentując sprawę oszczerczego niemieckiego filmu dokumentalnego, w którym wystąpiła europosłanka PO Róża Thun, polityk powiedział, że „podczas II wojny światowej mieliśmy szmalcowników, a dzisiaj mamy Różę von Thun und Hohenstein”.
Ta wypowiedź nie spodobała się politykom PO i samej zainteresowanej. Uruchomiono międzynarodową akcję, aby pozbawić Czarneckiego stanowiska wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego. Ostatecznie 7 lutego stało się to faktem. Decyzja w sprawie jego odwołania zapadła większością 447 głosów za, przy 196 przeciw i 30 wstrzymujących się.
Gdyby głosy wstrzymujące się były uwzględniane w obliczaniu sumy głosów oddanych, nie uzyskano by niezbędnej większości 2/3 głosów za. Wówczas Polak zachowałby stanowisko. Aby tak się nie stało, na kilka godzin przed głosowaniem postanowiono zmienić zasady. Ponadto Czarneckiemu nie pozwolono zabrać głosu podczas debaty.
W obronie europosła stanęły dziesiątki tysięcy naszych rodaków. Przez kilka tygodni trwała akcja wysyłania mejli do europarlamentarzystów. Okazało się to największym tego typu wydarzeniem od czasów protestów przeciw ACTA. Politycy PE zdecydowali się więc szybko zamknąć sprawę. Na zwolnione przez Czarneckiego miejsce wiceprzewodniczącego został wybrany prof. Zdzisław Krasnodębski.
Więcej w dzisiejszej "Gazecie Polskiej Codziennie".