„Egoistyczni kosmici”, „samolubne zombie” – czytałem w internecie. Rzeczy jednak nie da się spłycić jedynie memami i emocjonalnymi komentarzami. Te postawy są bardzo właściwe dla ludzi oferujących Polsce… siebie i fobie warstwy społecznej, z której się wygrzebali. Najpierw zajmijmy się prawem psychologicznym, mówiącym o syndromie oblężonej twierdzy. Trzaskowscy i Gajewskie, Budki i Lisy wywodzą się z rodzin, dla których polski żywioł zawsze jawił się jako obcy i zagrażający. W domach byli tresowani na zasadzie: swoi (dawne komuchy, gangsterzy, mniejszości narodowe, ubecy) i obcy (Polacy, katolicy, patrioci). Stalin, genetycznie, nauczył ich, że albo będą panować nad wrogą ludnością tubylczą, albo nie przetrwają. Michnikoidalni rozpełzli się po miasteczkach, powiatach, ale przede wszystkim po Warszawie, po służbach, urzędach i policjach obupłciowych.
Zjawisko drugie, to obecne w tym środowisku głębokie, nieuleczalne i bolesne wciąż kompleksy. Ludzie ci występują w nieustannym teatrze, w którym ciągle muszą – jak im się zdaje – udowadniać swoją „europejskość”, „nowoczesność i postępowość” oraz pogardę wokół tego, co zdrowo i normalnie konstytuuje polskość. Wyleźli z czworaków, z bandyckich melin, ze środowisk lumpenproletariatu zdrajców, z dna antypolskiej gangreny i muszą z siebie zetrzeć wszelkie znamiona pochodzenia. Stroją się tedy i lgną do najbrudniejszych pieniędzy, aby tylko wybić się ponad resztę i okazać jej plakatową wręcz wrogość i lekceważenie. Kompleksy bolą i słychać je w każdej ich wypowiedzi, w każdej minie i geście. To kompleks kundla marzącego o rasie.
Wobec tych, których uważają za wyższych od siebie, pajacują w lansadach i prezentują żenującą uległość; wobec uważanych przez siebie za gorszych zostaje im jedynie głęboka pogarda wobec samych siebie, którą muszą na nich – terapeutycznie – wylewać. Gorzkie to i upodlające dla prawdziwych elit, gdy uświadomimy sobie, że kundlizm rozpanoszył się dziś wśród głośnych artystów, ludzi tzw. kultury, na uniwersytetach i w mediach. Kundle usiłują zagłuszyć ludzi szlachetnych i pewnych własnej, niekłamanej wartości, którzy czasem próbują zabierać głos w sprawach publicznych.
Zjawisko trzecie łączy się z pozostałymi – to tanie sprzedawanie się obcym za złudzenia władzy i wywyższenia nad pozostałymi rodakami. Wszelkie wywiady i lobbies kupują kundli za drobne pieniądze i świecidełka. Pasuje do nich pogardliwe określenie „kompradorzy”, choć i ono zbyt wysoko estymuje ich moralny status. To podrzędni najmici używani do opróżniania europejskiego szamba. Szanowani są tak, jak ukazał to kanclerz Niemiec Friederich Merz, w czasie słynnej już bezpłodnej eskapady do Kijowa. Donaldowi Tuskowi boleśnie pokazane zostało jego miejsce w szeregu i rola chłopca na niemieckie posyłki. Kundle bywają przydatne, ale na dobrą sprawę nikt się z nimi nie liczy ani tym bardziej ich nie szanuje. Na polski użytek można więc uprawiać żałosną papkinadę, ale każda konfrontacja z przedstawicielami poważnego państwa kończy się tak samo opłakanymi efektami. Tym udawańcom można by nawet współczuć, gdyby nie fakt, że upychają oni po europejskich lombardach kradzione Polsce srebra rodowe. Im dłużej tacy rządzą, tym gorzej wyglądają prognozy przyszłości naszych dzieci i wnuków. Polska nie zasłużyła na taką hałastrę u steru.
#WydanieSpecjalne | @TomaszSakiewicz: Polacy poszli masowo na wybory! Większość społeczeństwa zorientowała się, jakie istnieje zagrożenie i zostało to zatrzymane. Po drugie instytucjonalnie zostało to zatrzymane w formie urzędu Prezydenta RP. Oni oczywiście nie przestrzegają… pic.twitter.com/1dAx5nNReF
— Telewizja Republika 🇵🇱 #włączprawdę (@RepublikaTV) June 7, 2025