Początek roku nie jest łatwy dla lidera opozycji Donalda Tuska. Nie dość, że nic nie wskazuje na to, by jeden wspólny front opozycji miał stać się faktem, a sondaże wskazują na to, że wyborcy zamiast Tuska chętniej na fotelu premiera widzieliby Rafała Trzaskowskiego, to dodatkowo jeszcze lidera PO zaczyna doganiać przeszłość, której odsłanianie stara się on utrudnić przy użyciu sądów.
Donald Tusk wniósł pozew przeciwko TVP. Liderowi Platformy Obywatelskiej nie spodobał się film Marcina Tulickiego „Nasz człowiek w Warszawie”, przypominający reset polsko-rosyjski, który realizowano podczas rządów koalicji PO-PSL w latach 2008–2014. We wniosku procesowym podkreślono, że film jest nierzetelny i wybiórczo traktuje wypowiedzi byłego premiera. – Nie ma wątpliwości, o co chodzi Donaldowi Tuskowi. Chce zakneblować mediom usta i ocenzurować niewygodne fakty, a dziennikarzy mówiących prawdę zastraszyć i zniszczyć. Przecież „Nasz człowiek w Warszawie” to jego archiwalne wypowiedzi. Nawet tytuł to cytat. Tak, tak – to Rosjanie nazywali Tuska „Ich człowiekiem w Warszawie”, a on na to odpowiadał, że Putin to jego „człowiek w Moskwie” – mówi nam Marcin Tulicki. Tusk w pozwie do sądu wniósł o zabezpieczenie roszczeń i zakaz emisji filmu w internecie. Efekt jego działań w tym wypadku jest dokładnie odwrotny. Film wrócił na antenę TVP. Został też pokazany przez m.in. Telewizję Republika. Na YouTube od momentu, gdy lider PO zaczął mówić o tym, by go zakazać, obejrzało go dodatkowe 200 tys. osób. Często skutek jest oczywisty. „Gratuluję panu Tulickiemu filmu o resecie Tuska z Rosją. Zadzwonił kolega »letni« w tych sprawach. 30 minut mi teraz mówił, ile zrozumiał dzięki temu – wspaniale! I mówił, że ponad milion odsłon. Cytat na koniec: »Gdyby nie sądowe groźby Tuska, to bym nie wiedział o filmie«” – napisał na Twitterze prof. Sławomir Cenckiewicz.
Od powrotu do polityki Donald Tusk próbuje rozbrajać potencjalne miny, które mogą pojawić się w kampanii wyborczej. Jego prorosyjska polityka jest jedną z największych.
Są też jednak inne. Przypomnijmy, że lider PO wytoczył już proces Tomaszowi Sakiewiczowi za zarzucenie mu odpowiedzialności za katastrofę smoleńską. To również próba zastraszenia tych, którzy śmieliby umieszczać Tuska w tym kontekście.
Pojawiają się też kolejne tematy, które mają przykryć to, jak Polską rządziła koalicja PO-PSL. Sprzedaż części Lotosu została nagłośniona jako wyprzedaż majątku narodowego i głupie pozbywanie się infrastruktury krytycznej. Tymczasem gdy rząd Tuska rozpoczynał swoją kadencję w 2007 roku, państwo miało udziały w 1343 spółkach. W osiem lat sprzedało 950 z nich. Często były to elementy infrastruktury, które potem trzeba było odzyskiwać, jak chociażby Polskie Koleje Linowe czy PKP Energetyka. Przeszłość ściga Donalda Tuska, a Prawo i Sprawiedliwość stara się przypominać jego kolejne dokonania.
Do opinii publicznej przebiło się 10-lecie podwyższenia wieku emerytalnego. Ta decyzja, wbrew opinii zdecydowanej większości Polaków, do dzisiaj jest pamiętana, a w 2015 roku była jedną z przyczyn zwycięstwa Zjednoczonej Prawicy. „To był mój błąd. Zaufałem za bardzo niektórym twardym ekspertom. To był mój błąd, żeby to zrobić na zasadzie przymusu” – przyznał po latach Tusk. To nie zmienia jednak faktu, że za każdym razem gdy PiS wraca do tego tematu, to znajduje się polityk PO, który mówi, że to była dobra decyzja. W ostatnich dniach rolę taką odegrała Małgorzata Kidawa-Błońska. Nadal bowiem w partii jest wielu polityków, którzy nie przyjmują do wiadomości faktu, że Tusk mógłby zrobić cokolwiek źle. Te wewnętrzne sprzeczności sprawiają, że PO straciła moc przyciągania innych mniejszych formacji.
W mediach pojawiają się również zaskakujące sugestie i medialne wrzutki. Polacy nie chcą na stanowisku premiera Donalda Tuska – to wniosek, jaki można wyciągnąć z informacji podanej na internetowej stronie „Rzeczpospolitej”. Uczestników sondażu SW Research dla rp.pl zapytano, kto powinien stanąć na czele rządu, który stworzyłyby partie obecnej opozycji. Największa liczba respondentów – 17,7 proc. – wskazała, iż szefem takiego rządu powinien zostać Rafał Trzaskowski, czyli obecny prezydent Warszawy. 15,4 proc. ankietowanych wskazało, że premierem takiego rządu powinien być samozwańczy lider opozycji Donald Tusk. Na osobę spoza polityki postawiłoby 14,5 proc, a 9,9 wskazało Szymona Hołownię. Jedynie 4,4 proc. wskazało na lidera Koalicji Polskiej Władysława Kosiniaka-Kamysza, a jeszcze mniej, bo 3,4 proc., Roberta Biedronia. Za nim znaleźli się Adrian Zandberg (1,9 proc.) i Włodzimierz Czarzasty (1,3 proc.). Aż 22,1 proc. respondentów nie miało zdania w kwestii tego, który z polityków opozycji mógłby zostać premierem.
Politolodzy nie mają wątpliwości, że Donald Tusk staje się dziś obciążeniem dla całej opozycji. – W naszym kraju nie udają się wielkie polityczne comebacki. Tusk będzie tego kolejnym przykładem. Jest to polityk z jednym z największych negatywnych elektoratów w polskiej polityce – mówi nam prof. Kazimierz Kik z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach. Podobnego zdania jest prof. Henryk Domański, socjolog z Polskiej Akademii Nauk. – To kolejne badanie, które wskazuje na ten problem. Platforma Obywatelska powinna zareagować, a nie tylko jak mantrę podkreślać, że Tusk podniósł notowania partii o 7 proc – podkreśla socjolog. Obaj zaznaczają, że dla opozycji lepsze byłoby, gdyby Tusk usunął się w cień, ale obaj przewidują, że nie będzie go na to stać. – Tusk ma za sobą Brukselę. Ma zadanie, do którego się zobowiązał. Najprawdopodobniej wie, że jak on zrezygnuje, to z niego też zrezygnują. Wychodzi więc na to, że w tej chwili Tusk walczy z wiatrakami. On wie, że nie ma silnych kart w ręku. Będzie się radykalizował i miotał w swojej polityce. Im bardziej to będzie robił, tym mocniej będzie słabł – mówi prof. Kik. Prof. Domański wskazuje również na czynniki psychologiczne. – Donalda Tuska nie będzie stać na taki ruch, jak chociażby Jarosława Kaczyńskiego w 2015 roku. On dziś wrócił do polskiej polityki, bo chce wrócić za wszelką cenę do władzy. W latach 2007–2014 coś znaczył, a później było już z tym gorzej. Donald Tusk to nie jest Małgorzata Kidawa-Błońska, która zrezygnowała z uwagi na sondaże. Musiałoby dojść do jakiejś walki – tłumaczy socjolog z Polskiej Akademii Nauk. Zdaniem politologów może okazać się, że jedyną szansą Tuska będzie nieudolność prawicy. W myśl zasady, że wyborów się nie wygrywa, ale przegrywa, PO będzie czekać, aż PiS zostanie osłabione czynnikami zewnętrznymi – takimi jak ekonomia czy polityka zagraniczna, lub wewnętrznymi – jak ambicje polityczne części prawicy.