""Ja-Ja -Ja-, osobiście, indywidualnie, uratowałem Solidarność i nie tylko, Tu masz fakty i dowody" - napisał na Facebooku Lech Wałęsa, publikując film ze swoim wystąpieniem. A w nim - historia superbohatera, który mimo pilnowania 24 godziny na dobę, wymknął się z pułapki!
- Będę mówił trochę "ja, ja", a tego nie lubicie. Ale przypatrzcie się temu, co te "ja, ja" znaczyło - ostrzegł na początku Wałęsa. Oczywiście bardzo dużo, jak to ma w zwyczaju, mówił o sobie...
- Dostałem zadanie nie do wykonania. Wyznaczony zostałem na przywódcę Sierpnia'80. Bezpieka miała podsłuchy i agentów i przypuszczała, że ja będę temu przewodził. Obstawiono mnie tak, że mysz by się nie przecisnęła. Na korytarzu, na klatce - spytajcie sąsiadów - byłem 24 godziny pilnowany. A żebym przez okno nie wyskoczył z 1. piętra, stał samochód i też mnie pilnowano
- opowiadał, dodając:
Wstałem rano, żeby wykonać zadanie, które otrzymałem. Patrzę przez judasza: żadnych szans. Jak wyjdę, natychmiast mnie zamykają. Więc położyłem się i zasnąłem. 4 godziny zastanawiałem się, co tu zrobić!
Jak skończyła się ta niesamowita, trzymająca w napięciu, historia? Okazało się, że Lech Wałęsa zdołał się wymknąć z pułapki. Parafrazując klasyka: był jak bulterier, jak wściekły byk, jak Tommy Lee Jones w "Ściganym".
- W tym rozgardiaszu, telefonowaniu między sobą, udaje mi się przeskoczyć przez płot. Kto by wykombinował coś podobnego? - pytał dumny z siebie były prezydent. Takiej historii? To na pewno nikt...