O planach zmiana prawa wyborczego informowała w środę "Gazeta Polska Codziennie". Przedstawiciele koalicji 13 grudnia chcą, aby o ważności wyborów prezydenckich nie decydowały już trzy izby Sądu Najwyższego, lecz 15 sędziów z największym stażem w SN. Mówiąca o tym tzw. ustawa incydentalna została przyjęta we wtorek przez sejmową komisję sprawiedliwości i praw człowieka.
"GPC" podawała, że na posiedzeniu mocno wybrzmiał sprzeciw polityków pozycji. To dlatego, że we wskazanym przez rządzących gronie są sędziowie, którzy nominacje uzyskali jeszcze w PRL albo należeli do PZPR. W czwartek absurd tego pomysłu został wytknięty na posiedzeniu Krajowej Rady Sądownictwa.
Wprowadzali stan wojenny
Podczas obrad sędzia Zbigniew Łupina poinformował, że z 17 najstarszych stażem sędziów SN, aż 14 nie było powołanych przez prezydenta, a przez komunistyczną Radę Państwa. Jak przypomniał, to ten organ 13 grudnia 1981 roku wprowadził w Polsce stan wojenny.
"Zatrważające jest to, że do uznania ważności wyborów, tak istotnego elementu w funkcjonowaniu demokratycznego państwa prawa zostaliby desygnowani sędziowie, którzy w najmniejszym stopniu się do tego nie nadają. Myślałem, że te czasy mamy już za sobą, ale wskrzeszamy stare upiory. To nawet nie jest powrót do okrągłego stołu, to jest powrót do epoki głębokiego PRL-u"
– ocenił Łupina.
Gorąca debata @KRS_RP o próbach zmiany prawa wyborczego w parlamencie tuż przed wyborami prezydenckimi. Czy sędziowie powołani przez komunistyczną Radę Państwa mogą orzekać o ważności wyborów? - To ona wprowadzała stan wojenny. Wskrzeszamy upiory!- mówi s. Zbigniew Łupina pic.twitter.com/RZ93FCEFEa
— Krajowa Rada Sądownictwa (@KRS_RP) January 23, 2025