Od dawna wiadomo było, że za naszą wschodnią granicą znajduje się królestwo korupcji i gangsterstwa rządzone przez bezczelnie kradnących oligarchów – Ukraina. Pomiędzy Polską i Ukrainą kilka lat temu doszło do najgorszego połączenia. Na Ukrainę zostali wysłani ludzie wskazani przez Donalda Tuska (dzięki Angeli Merkel miał on wtedy takie wpływy) i Leszka Balcerowicza. Wybrano takich „orłów”, jak były wojewoda małopolski i człowiek odpowiedzialny za niewyjaśnianie katastrofy smoleńskiej – Jerzy Miller oraz bohater bezczelnej afery korupcyjnej, bliski kolega Tuska i były model Sławomir Nowak. Spotkanie słabych i pokrętnych ludzi z Polski z ukraińskich systemem złodziejskiej korupcji zaowocowało jedną z największych afer ostatnich lat. Ukraińskie służby antykorupcyjnej rozpoczęły szerokie śledztwo w sprawie gigantycznych łapówek wręczanych przy wydawaniu decyzji o budowie dróg szybkiego ruchu na Ukrainie. Odpowiadał za to właśnie Sławomir Nowak, który szybko zdążył przyjąć drugie – obok polskiego – obywatelstwo. Na Ukrainie oskarżenie o korupcję oznacza, że albo było się już niemożliwie bezczelnym, albo też nie podzieliło się złodziejskimi pieniędzmi z innymi wpływowymi personami. Nowak otrzymał zarzuty i antyłapówkarskie śledztwo rozpoczęło się także w Polsce. Właśnie polski wątek „afery Nowaka” sypnął szokującymi ustaleniami, takimi jak choćby odnalezienie czterech milionów złotych w gotówce w kuchennych szafkach mieszkania powiązanego ze Sławomirem Nowakiem. W sprawie złożył zeznania nawet znany oficer, dowody zaprowadziły Nowaka do aresztu.
Zmieniła się jednak epoka i do władzy doszli jego kumple. Natychmiast rozpoczęły się dziwne zabiegi mające na celu wybielenie ukraińskiego i polskiego podejrzanego. A w końcu prokurator prowadząca wcześniej sprawę „Bolka”, stwierdziła że nie ma podstaw do dalszego zarzucania Nowakowi działań korupcyjnych, wobec tego asesor sądu rejonowego uznał, że nie ma żadnych przesłanek do rozpoczęcia procesu sądowego przeciwko Nowakowi. I tak właśnie – zgodnie z przepisami wydestylowanymi z tuskowego chciejstwa – Nowak nie stanie przed sądem. Nie został uniewinniony, bo taki numer byłby dziś jeszcze zbyt śmiały, ale de facto zdjęto z niego wszelkie prawne ograniczenia. Kto wie, może nawet wróci w rządowe kręgi, wszak na praniu pieniędzy zna się jak mało kto, a rządzącym coraz trudniej jest ukryć fakt, że gdzieś przepada coraz większa góra publicznych zasobów finansowych. Na Ukrainę Nowak raczej nie wyjedzie, bo tam jednak ciągle toczy się przeciwko niemu śledztwo.
Teraz już wiemy, po co Tuskowi potrzebny był ktoś taki jak szemrany sędzia Waldemar Żurek. Jego poprzednik był zbyt bojaźliwy i zapewne nie poradziłby sobie tak chwacko ze sprawą Sławomira Nowaka, zwanego w kręgach trójmiejskich „Lolo Pindolo”. Casus Nowaka jasno tłumaczy nam, jak wygląda zmysł prawny Tuska i jego kamaryli – otóż nie tylko „stosują prawo tak, jak oni je rozumieją”, ale będzie dotyczyć ono tylko tych, których Tusk wskaże, natomiast ludzie z jego kręgu otrzymują de facto żelazne listy, dopóki siedzą cicho i słuchają poleceń. Gdyby bowiem Nowak zaczął cokolwiek mówić o powiązaniach i ludziach, którzy wraz z nim czerpali dochody z pełnionych przez niego stanowisk, zapewne spotkałby go los Janusza Palikota, który teraz rzewnymi łzami opłakuje swój los aresztanta, a wcześniej nie potrafił trzymać buzi na kłódkę. Teraz więc ponosi tego konsekwencje. Nowak siedział cicho, a koledzy obiecali mu, że wyratują go z opresji. I milczenie się opłaciło.
Prawo w epoce Tuska stało się narzędziem zastraszania i wymuszania posłuszeństwa. Członkowie gangu doskonale zdają sobie sprawę z faktu, że w praworządnym systemie czekają ich wyroki długoletniego więzienia, więc teraz nie mają już żadnych skrupułów, aby wprowadzać w Polsce ukraińskie – turańskie standardy.
Zeskanuj 📲 kod QR i kup najnowszy numer tygodnika #GazetaPolska za jedyne 𝟯 złote❗️
— Gazeta Polska - w każdą środę (@GPtygodnik) October 2, 2025
Więcej na https://t.co/4iBN2D7Nvv#ewydanie pic.twitter.com/AhKIqT3OKc