Fala uchodźców na polsko-ukraińskiej granicy przybiera na sile, a jak donoszą media, rosyjskie naloty miały miejsce także na zachodzie Ukrainy, m.in. w okolicach Lwowa, Łucka i Iwano-Frankiwska. „Wszystkie szlaki na granicy ukraińskiej są zablokowane, dlatego, że nie ma dojazdu – mówi nam pracownik polskiej dyplomacji znajdujący się obecnie we Lwowie. Jak dodaje, na ulicach miasta można zaobserwować wielu podejrzanych ludzi, którzy mogą być rosyjskimi dywersantami.
Pociąg z uchodźcami ze Lwowa, który dotarł do Przemyśla wczoraj przed północą, jechał około 11 godzin, choć zwykle pokonuje tę trasę w 2-3 godziny. Powodem opóźnienia była najpierw awaria składu, a następnie uszkodzenie trakcji po stronie polskiej, które już zostało naprawione. Bardzo trudna sytuacja jest także na drogowych przejściach granicznych, a przyczyna tego stanu rzeczy nie leży po stronie polskiej straży granicznej, ale związana jest z problemami komunikacyjnym na terenie Ukrainy.
Lwów dworzec, wszyscy chcą się dostać na granicę Polski pic.twitter.com/UYIWdC1784
— Martin Lambert (@Martin33460870) February 26, 2022
- Wszystkie szlaki na granicy ukraińskiej są zablokowane mniej więcej na dobę stania, więc ewakuacja jest bardzo trudna, dlatego że nie ma dojazdu do granic. Odprawy graniczne cały czas trwają, ale ludzie nie mogą się dostać
- informuje nasz rozmówca.
Opisując aktualną sytuację w mieście, podkreśla, że „sytuacja we Lwowie jest bardzo trudna”. - Na razie bombardowania Lwowa nie było, ale co chwilę włączają się syreny. Ludzie są w gotowości i są zdenerwowani, ale nie ma paniki. Na mieście jest dużo mniejszy ruch niż zawsze, ale powoli i ostrożnie miasto żyje – relacjonuje.
Wielu młodych mężczyzn w wieku poborowym wraca na Ukrainę, ale są i tacy, którzy chcą wyjechać. – Odbijają się od granicy i wracają – dodaje i podkreśla, że w mieście tworzą się kolejne punkty samoobrony.
Video of fighting in the #Lviv region. pic.twitter.com/LCpeZr0ewT
— NEXTA (@nexta_tv) February 26, 2022
Nasz informator zwraca uwagę na niebezpieczeństwo związane z potencjalnymi aktami dywersji, bo widać tam obecnie „dużo ludzi podejrzanych”.
- Oni się rzucają w oczy, grupują się, obserwują, stoją długo na ulicach. Widać, że nie są stąd, więc trzeba być ostrożnym
- zaznacza.