W pierwszych miastach pojawiły się pilotaże skróconego tygodnia pracy, a Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej ma nadzieję na szybkie procedowanie inicjatywy. Na drodze pomysłom obsadzonego przez Lewicę ministerstwa może stanąć koalicjant - Polskie Stronnictwo Ludowe. Lider PSL, Władysław Kosiniak-Kamysz, uważa, że "trudno to sobie wyobrazić w obecnej sytuacji gospodarczej".
Od kilku miesięcy Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej zapowiada możliwość wprowadzenia skróconego czasu pracy. Pierwotna koncepcja mówi o skróceniu tygodnia pracy do czterech dni lub skróceniu dnia pracy do 7 godzin przy jednoczesnym utrzymaniu warunków płacowych na dotychczasowym poziomie. Pozytywnie o projekcie wypowiada się szefowa resortu, Agnieszka Dziemianowicz-Bąk z Lewicy, wskazując, że jest to "zmiana rewolucyjna".
- To będzie zmiana, która pozwoli Polkom i Polakom mieć więcej czasu na swoje pasje, na rodzinę, na miłość - powiedziała w niedawnym wywiadzie dla "Faktu" minister.
Pilotaże projektu wdrażane są m.in. w urzędach miejskich w Lesznie oraz Włocławku.
We Włocławku 35-godzinny tydzień pracy w magistracie ma obowiązywać od 1 września. - To nie zmieni godzin otwarcia urzędu dla mieszkańców. Ułożymy sobie harmonogram pracy "suwakowo", żeby godziny otwarcia urzędu dla mieszkańców były co najmniej takiej jakie są, a w niektórych wariantach zakładamy nawet ich wydłużenie - powiedział prezydent miasta, Krzysztof Kukucki.
Zaznaczył, że jako kierownik zakładu pracy (urzędu) podjął już decyzję w sprawie skrócenia czasu pracy urzędników. Szczegółowe rozwiązania są w fazie przygotowań, trwają rozmowy i rozpatrywane są różne warianty organizacji funkcjonowania urzędu.
- Warto dbać o taki balans pomiędzy życiem prywatnymi a życiem zawodowym. Uważam jest na to dobry czas na zamiany. Obecnie Polacy statystycznie pracują prawie najwięcej w Europie. Moi pracownicy będą mieli więcej czasu dla siebie i dla własnych rodzin - podkreślił prezydent.
W leszczyńskim urzędzie miasta taka zmiana obowiązuje od 1 lipca 2024 r.
Projekt ograniczenia czasu pracy może jednak nie zyskać poparcia rządzącej większości. Negatywnie o inicjatywie wypowiedział się dzisiaj w Polsat News lider PSL, Władysław Kosiniak-Kamysz, minister polityki społecznej w poprzednim rządzie Donalda Tuska.
- Trudno to sobie wyobrazić w obecnej sytuacji gospodarczej. Oznaczałoby to, moim zdaniem, niższe pensje dla pracowników, ogromne trudności dla pracodawców, którzy już teraz nie mogą znaleźć pracowników i wzrost cen towarów, usług dla nas wszystkich. Gdy gospodarka w Polsce i Europie nie rozwija się w takim tempie, jakbyśmy sobie tego życzyli, oznaki kryzysu za oceanem, ustabilizowaliśmy wiele obszarów gospodarczych, ale to nie jest jeszcze ten moment, gdy zaczęły działać środki europejskie
- ocenił, pytany o skrócenie czasu pracy.
- Gdyby ktoś pojechał i porozmawiał z przedsiębiorcami, jak to robię bardzo często. Oni mówią: mamy ogromne problemy z kosztami pracy". Co trzeba robić? Ciąć koszty pracy, te pozapłacowe, bo są bardzo uciążliwe, a nowe oskładkowywanie umów o dzieło, sprawa czasu pracy. Ja wprowadzałem elastyczny czas pracy, telepracę, urlopy rodzicielskie, Jest wiele obszarów, w których można zrobić wiele dobrego, również dla pracowników w porozumieniu z pracodawcą, ale dzisiaj 7 godzin dziennie czy 35 godzin, czy 4-dniowy tydzień pracy to zabójcza decyzja dla pracowników, pracodawców i dla nas wszystkich - dodał.
Krytycznie do projektu skrócenia tygodnia pracy odnoszą się środowiska przedsiębiorców. Kamil Sobolewski, główny ekonomista Pracodawców RP, ocenił, że pomysł to "socjalistyczna utopia" i "droga do poważnych problemów gospodarczych".
- Realizacja tego pomysłu miałaby fatalne skutki. Pogłębiłaby efekty kryzysu demograficznego na rynku pracy. Pogłębiłaby problemy podażowe w gospodarce, gwarantując recesję w krótkim terminie i znacznie wolniejszy wzrost w długim terminie. Spowodowałaby niepokoje społeczne i wzrost poparcia dla skrajnych ugrupowań politycznych. Byłaby źródłem utraty konkurencyjności na tyle znacznej, że nawet w warunkach kryzysu demograficznego może być problem z bezrobociem, głównie młodych, którzy nie będą dość wydajni, by w 4 dni zapracować na galopującą płacę minimalną, względem średniej płacy w gospodarce wśród 3 najwyższych w UE - wskazał Sobolewski.
Jak wynika z sondażu przeprowadzonego w styczniu 2023 r. dla InterviewMe, 67 proc. Polaków popiera pomysł 4-dniowego tygodnia pracy. 43 proc. badanych ma twierdzić, że 40-godzinny tydzień pracy to zbyt dużo.
Jednocześnie, w wymiarze 4x8 godzin chciałoby pracować 38 proc. ankietowanych, w wymiarze 5x7 - 22 proc., a co czwarty badany jest zadowolony z obecnego systemu 5x8. 15 proc. badanych chciałoby pracować mniej dni, ale dłużej - po 10 godzin dziennie.
41 proc. badanych chciałoby, by dniem wolnym od pracy był piątek, a 32 proc. - że powinien być to poniedziałek. Dla 15 proc. ankietowanych nie miało to znaczenia.
- Badanie wykazało, że Polacy podchodzą do kwestii zmiany liczby dni pracujących entuzjastycznie. Wydaje się, że rewolucja może dopiero nadejść, bo tryb pracy młodych ludzi różni się od tego, jaki znają ich rodzice czy starsi koledzy. Na dodatek zjawisko pełnoetatowej pracy zdalnej może sprawić, że pracownicy będą w stanie lepiej zarządzać czasem i korzystać ze swojej produktywności — niezależnie od tego, ile dni i godzin znajdzie się w ich umowach - ocenił Wojciech Martyński, ekspert w InterviewMe