Szymon Hołownia rozpoczął swoje urzędowanie od orędzia, które brzmiało tak, jakby obejmował co najmniej urząd premiera, a może i prezydenta. W Sejmie zaś skupił się na ripostach rzucanych w stylu telewizyjnego talk show. To tworzy nową sytuację zarówno dla Donalda Tuska, który zawsze niszczy konkurentów, by nie musieć dzielić się z nimi władzą, jak i dla PiS, które musi w Sejmie nauczyć się funkcjonować w nowych warunkach - pisze Piotr Lisiewicz w "Gazecie Polskiej".
– W nowym rządzie pewniakami są Tusk, Kosiniak-Kamysz, Gawkowski, Hennig-Kloska i prawdopodobnie Kierwiński. Reszta pojawiających się w mediach nazwisk jest wypuszczana w różnych celach. Niekiedy po to, żeby spalić te kandydatury. Donald lubi tak lawirować, przypominać niektórym, że może im zaszkodzić albo pomóc. Natomiast wkurza się, jeśli jakieś kandydatury wyciekają do mediów wbrew niemu
– mówi informator "Gazety Polskiej" z obozu opozycji. – Kierwiński rzeczywiście ma być szefem MSWiA. Ale to nie jest dobry pomysł, bo on się na tym nie zna, równie dobrze Donald mógłby zrobić ministrem mojego psa – mówi inny rozmówca "GP".
To, że nowego rządu nie ma, postanowił wykorzystać Szymon Hołownia, który został marszałkiem Sejmu. Jego pierwsze słowa mocno odbiegają od tego, jak inaugurowali swoją działalność poprzedni marszałkowie. „Niosę Ciebie, Polsko, jak żagiew, jak płomienie, gdzie cię doniosę, nie wiem – to słowa z podziemia, autor nieznany. Po latach 80. donieśliśmy Polskę do naszych dni. Niesiemy Ciebie, Polsko, jak żagiew, jak płomienie, gdzie cię doniesiemy?” – mówił w pamiętnym przemówieniu z 2015 roku marszałek senior Kornel Morawiecki.
Tym razem o Polsce i patriotycznych tradycjach było niewiele. Zamiast tego słyszeliśmy odmieniane na wszystkie sposoby słowo „szacunek”. Szacunek był „ogromny” i dotyczył wszystkich, o których Hołownia mówił, nie wyłączając posłów PiS, a nawet widzów TVP, co jest w przypadku dotychczasowej totalnej opozycji nową jakością. Ale ów szacunek Hołowni to także broń. Gdyż za ten szacunek Hołownia domaga się również szacunku wobec siebie.
A brakiem szacunku w jego retoryce okazuje się niemal każda krytyka jego osoby.
Wiemy też, czego ów szacunek Hołowni nie obejmuje: prawa do posiadania wicemarszałka przez największy klub parlamentarny i chyba największy w historii polskiego Sejmu klub opozycyjny. Jak więc wygląda ów szacunek? „Zdecydowaliśmy też o poszerzeniu Prezydium Sejmu, tak by mogli w nim zasiąść przedstawiciele wszystkich klubów parlamentarnych od Lewicy po Konfederację. Tego wymaga szacunek do państwa głosów. Bo demokracja to rządy większości, z poszanowaniem praw mniejszości” – mówi Hołownia. Owo „poszanowanie praw” nie przeszkadzało w wycięciu marszałek Elżbiety Witek w Sejmie i kandydata PiS Marka Pęka w Senacie. „Chciałbym zapewnić wyborców Prawa i Sprawiedliwości, że miejsce w prezydium Sejmu będzie czekało na przedstawiciela państwa partii tak długo, jak będzie trzeba. Tak długo, aż klub PiS zgłosi kandydaturę posłanki lub posła, który spotka się z pozytywną oceną Izby” – wyjaśniał Hołownia. Można powiedzieć sarkastycznie, że owa „pozytywna ocena” może być nieco utrudniona w sytuacji, w której hasłem zwycięskiej opozycji jest „J… PiS”. Bo raczej trudno „j…ć” i jednocześnie pozytywnie oceniać.
Autorem stwierdzenia, że mogło być gorzej, bo mógł być Wojewódzki, jest Adrian Stankowski i wydaje się ono wyjątkowo trafne. Bo „błyskotliwe riposty” marszałka Hołowni są nawet bardziej rodem z show Kuby Wojewódzkiego niż z programu „Mam talent” Hołowni. Hagiografie medialne Hołowni, jakie pojawiły się po tych jego udanych ripostach, przekroczyły wszystko, co dotąd pojawiało się w tzw. wolnych mediach, chwalących się nonkonformizmem wobec władzy. I co niebezpieczne dla tegoż Hołowni, przewyższyły pochwały dla Donalda Tuska.
„Szymon Hołownia zyskał nowy przydomek. Oznacza: Silny, odważny, ideał piękna” – taki tytuł ukazał się na portalu Gazeta.pl. Na portalu Onet bliźniaczy tekst zatytułowany został: „Szymon Hołownia zyskał nowy przydomek. Wyjaśniamy, o co chodzi”. I wyjaśniono: „Gigachad to najprościej mówiąc mem, który zaczął być traktowany jako internetowy ideał piękna mężczyzny. Silny, przystojny, wysportowany, odważny, uśmiechnięty, zadbany, stanowczy — takimi przymiotnikami w najprostszy sposób można go opisać. Internauci najwyraźniej uznali, że pasują one również do lidera Polski 2050 Szymona Hołowni, dlatego też okrzyknęli go »politycznym gigachadem«”.
Z kolei Gazeta.pl pisała:
W swoim orędziu Hołownia opisał harmonogram swoich spotkań, jakby były wydarzeniami ogromnej wagi. „Dziękuję profesorowi Adamowi Strzemboszowi za wczorajszą rozmowę o naprawie praworządności: z poszanowaniem Konstytucji i z korzyścią dla obywateli. Jutro pojadę do prezydenta Andrzeja Dudy, by zapewnić go o potrzebie szybkiego stworzenia rządu, który zaraz zajmie się rozwiązywaniem realnych spraw Polaków”. Poinformował też, że w najbliższych dniach zaprosi na spotkanie Rzecznika Praw Obywatelskich, „z którym porozmawiam o udziale zwykłych obywateli w pracy Sejmu”. Podziękuje też przewodniczącemu Państwowej Komisji Wyborczej za sprawne przeprowadzenie wyborów i omówi z nim niezbędne zmiany w Kodeksie Wyborczym. Nie pomylili się Państwo, ten królewski ton wskazuje, że Hołownia tuż po wyborach postanowił rozpocząć kampanię do wyborów prezydenckich. A to nie może być przychylnie przyjęte przez Donalda Tuska.
Tusk przez cały swój polityczny życiorys znany był z bardzo brutalnego traktowania rywali w ramach tego samego obozu politycznego. PO oficjalnie zakładało „trzech tenorów”, czyli Andrzej Olechowski, Maciej Płażyński i Donald Tusk. Z tej trójki tylko Tusk miał za sobą zorganizowaną partyjną strukturę dawnego Kongresu Liberalno-Demokratycznego. I szybko nie było w PO Olechowskiego i Płażyńskiego. Gdy Jan Rokita zdobył dużą popularność w komisji śledczej ds. afery Rywina, PO reklamowała się hasłem „Premier z Krakowa”. Była to popularność nieporównanie większa od obecnych sukcesów Hołowni. I bardzo szybko Tusk skorzystał z okazji, by wyeliminować Rokitę z polityki. Struktury PO tworzyli w dużym stopniu Grzegorz Schetyna i Mirosław Drzewiecki, pijąc wódkę z lokalnymi działaczami. I gdy Schetyna nadmiernie urósł, bardzo szybko Tusk rozpoczął z nim trwającą przez wiele lat wojnę. Także w ramach totalnej opozycji Tusk starał się wymuszać jej zjednoczenie i eskalował agresję wobec PiS głównie po to, by przebić w niej innych polityków opozycji i ich wyeliminować. Tym razem się nie udało, ale jest jasne, że Hołownię będzie się starał zniszczyć teraz.
Ale nowa sytuacja jest także wyzwaniem dla PiS. Politycy PiS, na tle ripost Hołowni wyłączającego im mikrofon, wypadali bowiem blado. Dodajmy, że owe riposty wyglądały często na starannie przygotowane wcześniej, jak stwierdzenie:
„Bardzo cenię państwa komentarze i uwagi, natomiast zwracam też uwagę z mojej perspektywy, że stają się odrobinę monotematyczne. Zachęcam do większej oryginalności, pracy intelektualnej. Obrazić też trzeba umieć”.
Po prostu Hołownia jest dziennikarzem, który przyzwyczajony jest do przygotowywania się do błyskotliwych ripost w programach typu talk show, zresztą nie zdziwiłbym się, gdyby się okazało, że przygotowuje mu je sztab fachowców. Takich fachowców od wymyślania kąśliwych wypowiedzi zatrudniał jako premier Leszek Miller. Co charakterystyczne, gdy przestał on być premierem i zaczął wymyślać je sam, szło mu to już znacznie gorzej.
Czas ucieka❗️Tylko do końca listopada cena naszych prenumerat do - 60%❗️
— Gazeta Polska - w każdą środę (@GPtygodnik) November 23, 2023
Wejdź na https://t.co/P6zoug8Eh6 i zamów swoją subskrypcję!
Już od 1.99 pln❗️
_________#GazetaPolska #GazetaPolskaCodziennie #NowePaństwo #media #subskrypcja #prenumerata pic.twitter.com/4i3GxwHKt8