PO przejechała się boleśnie na próbie odwołania rządu. Znów się okazało, że opozycja nie ma programu atrakcyjnego dla Polaków. No i nie ma przywództwa.
Miało być świetnie. Prawo i Sprawiedliwość miało upadać w sondażach, a próba odwołania rządu w Sejmie miała ten proces przyspieszać. PO, jak przystało na rolę partii zewnętrznej, ogłosiło złożenie wniosku o odwołanie premier Beaty Szydło tuż przed szczytem UE w Rzymie. Celem pierwszej potrzeby było bowiem osłabienie pozycji negocjacyjnej Polski, podmycie rządu domagającego się zmian w funkcjonowaniu Unii, które nie są w smak Berlinowi. Efektu wielkiego PO nie uzyskała, rząd Beaty Szydło dostał to, co chciał, niemniej rozgrywka zdawała się opozycji atrakcyjna także na rynku krajowym. PiS, po potyczce o prawo polskiego państwa do wskazania własnego kandydata na stanowisko szefa Rady Europejskiej, traciło w sondażach, PO tryumfowała, a jej propagandyści byli o krok od ogłoszenia po raz kolejny „końca PiS”. Wniosek o odwołanie rządu miał zjawisko przyspieszyć, jednocześnie kreując Grzegorza Schetynę na lidera opozycji.
Plan zatem był, tyle że wyszło jak zawsze. I to w stopniu, którego nikt się chyba nie spodziewał.
Kto napisał Grzegorzowi Schetynie tekst wystąpienia, pozostanie zapewne tajemnicą na wieki, bo nikt nie będzie się chciał do tego przyznać. Być może lider PO pisał je sam, konsultując tylko ze swoim najbliższym otoczeniem główne tezy. Jeśli tak, to trzeba powiedzieć, że słabo napisanego tekstu nie zredagował przed wystąpieniem, ba nawet nie wykreślił powtórzeń i niezręczności językowych. Nie jest wykluczone, że miał zamiar przynajmniej w części „pojechać” (to sformułowanie Grzegorza Schetyny) z głowy, bez opierania się na tekście napisanym, i stąd ta nieporadność. Bo okazało się, że „z głowy” to jednak nie idzie. Ani ładu, ani składu, ani wiarygodności. Powtarzający komunały i te same rzucane od miesięcy przez PO hasła propagandowe Schetyna zdradzał czasami na dodatek, że ma dystans do wypowiadanych przez siebie fraz o „zamachach” i „rujnowaniu”. Zdarzało mu się śmiać z własnych słów. Wychodził z roli także wtedy, gdy się denerwował. Łajał wówczas i groził – ale brzmiało to raczej komicznie niż złowrogo.
– Gadam, latam, pełny serwis – podsumowała potem te wysiłki premier Szydło cytatem ze „Szreka”.
– Od 2019 roku znów będzie kolejne osiem lat, obiecuję to wam – mówił lider PO, zapowiadając swoje rządy, i myślę, że na całej sali sejmowej, im dłużej Schetyna przemawiał, tym bardziej dla wszystkich stawało się jasne, że obietnicy nigdy nie będzie w stanie spełnić. Już po kilku minutach nikt tego wystąpienia nie traktował poważnie.
Nie było w nim nic, co mogłoby zarysować Polakom alternatywę programową wobec PiS. Grzegorz Schetyna, występując przeciw premier Beacie Szydło, sprowadził marzenia swoich kolegów o pokonaniu Prawa i Sprawiedliwości na ziemię. Słabo przygotowany, został przez przemawiającą na koniec debaty premier rozbity w proch.
Na domiar złego dla pozycji lidera PO, spadek w sondażach Prawa i Sprawiedliwości okazał się chwilowy. Upadek partii rządzącej, o którym, że już następuje, tak bardzo przekonywali propagandyści i działacze PO, a także niektórzy tzw. prawicowi publiści, według ostatnich badań okazał się mirażem. PiS stoi mocno, czego zupełnie nie da się powiedzieć o rozbitej i zdumiewająco słabej merytorycznie opozycji. Bez programu, bez przywództwa. W roli sprowadzającej się do oczekiwania, aż jedyny polityk, który jest jeszcze w stanie z tej masy upadłościowej wykrzesać iskrę, powróci z Brukseli. Do tego czasu polityczny Szrek może jednak nie przetrwać na pozycji lidera opozycji. Nie jest bowiem wykluczone, że postkomunistyczny salon znów podejmie teraz poszukiwania kolejnego kandydata na lidera swojego obozu. Po tylu już dramatycznych, nieudanych próbach jego kreowania – od Petru, przez Kijowskiego po Schetynę – będą to działania w sporej desperacji. To kto teraz?
Źródło: Gazeta Polska
#opozycja
Joanna Lichocka