Wcześniej, niż się spodziewałem – już szturmują granice Moskale uciekający z „wielkiej” i „potężnej” Rosji, choć przecież nikt ich nie zaatakował. Wprost przeciwnie, to oni zaatakowali i grożą wojną połowie świata. Z jednej strony to dowód kompletnego upadku; nie wiem, czy jeszcze jakieś imperium w historii upadało w tak upokarzający sposób. Z drugiej, już zaczął się szantaż moralny, zwłaszcza wobec Estonii, Łotwy, Litwy i Polski, że nie chcą wpuszczać tych „biednych” Rosjan.
Warto zwrócić uwagę, że 90 proc. z nich to młodzi mężczyźni, zupełnie odwrotne proporcje niż w przypadku uchodźców z Ukrainy – to głównie kobiety i dzieci. A kto szantażuje moralnie? Różni „idealiści” z Zachodu oraz rosyjska opozycja na emigracji, która jakoś aż tak nie przejęła się bestialskimi zbrodniami w Mariupolu, Buczy, Iziumie, jak teraz zamykaniem granic przed Rosjanami. I nie ma co się łudzić, że ucieczka przed wojskiem oznacza, że ci Rosjanie są przeciwko inwazji. Moskale są niereformowalni. Już mają zastrzeżenia do Gruzinów i Kazachów, którzy ich wpuszczają, panoszą się w ich krajach, mają pretensje, że gospodarze nie traktują ich z należytym „szacunkiem”, bo np. nie mówią do nich po rosyjsku.