W Waszyngtonie w dniach 9–11 lipca odbywa się kolejny szczyt Sojuszu Północnoatlantyckiego. Dzień wcześniej została zwołana Rada Bezpieczeństwa Narodowego. Prezydent Andrzej Duda aktywnie włącza się do rozmów na temat wschodniej flanki NATO i zbrojeń – koniecznych w dobie rosyjskiego zagrożenia dla Europy.
Tegoroczny szczyt NATO jest pierwszym, w którym wezmą udział przedstawiciele 32 państw, po przystąpieniu do paktu Szwecji. W tym roku obchodzona jest także rocznica 75-lecia podpisania traktatu północnoatlantyckiego. Obrady są skupione wokół współczesnych zagrożeń – wojny na Ukrainie, Rosji, Iranu na Bliskim Wschodzie oraz Korei Północnej i Chin w Azji. Prezydent Andrzej Duda aktywnie uczestniczy w obradach światowych przywódców. Od miesięcy trwają rozmowy między Pałacem Prezydenckim a resortem obrony narodowej. Dyskutowane są zarówno kwestie wdrożenia ustaleń poprzednich szczytów – madryckiego i wileńskiego – jak i monitorowane inwestycje logistyczne, infrastrukturalne, zabezpieczenia i planowania. Konsultacje prowadzone są także z dowództwem Wojska Polskiego.
Z czym Polska udała się na konferencję w Waszyngtonie? Andrzej Duda ujawnił, że najbardziej zależy nam na wzmocnieniu naszej obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej. Mimo że posiadamy już na naszym terytorium systemy sojusznicze – amerykańskie patrioty i brytyjskie Sky Sabre – pracujemy nad własną trójwarstwową tarczą antyrakietową, bazującą na systemach Wisła, Narew, Pilica. Warszawa postuluje dodatkowe wzmocnienia polskiego nieba. Kolejną kwestią jest dalsze zwiększanie wydatków na obronność. Polska domaga się ich zwiększenia do 3 proc. PKB w krajach NATO. Obecnie, poza nami i krajami bałtyckimi, mało który kraj wypełnia zobowiązania wydatkowania 2 proc. rocznych dochodów państwa na zbrojenia. Chcemy radykalnego zwiększenia tych środków. To niezwykle ważne w perspektywie odpowiedzialności za bezpieczeństwo Starego Kontynentu przez państwa Unii Europejskiej. Domagał się tego od lat Donald Trump, który może zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych.
Polska jest prymusem wśród krajów NATO i zamierza wydatkować na własną obronę nawet więcej – 4 proc. PKB. Nie wiadomo, czy jest w tej kwestii zgodność między prezydentem a rządem, zwłaszcza po przeciekach o planowanych przez MON redukcjach wydatków. Poziom 3 proc. PKB na armię odpowiada mniej więcej wydatkom państwa NATO z okresu zimnej wojny. Teraz sytuacja się powtarza i trzeba przyjąć podobne poziomy wydatkowania. – Jeśli chodzi o przygotowanie do szczytu NATO, to dziś najważniejsi dowódcy złożyli raporty, meldunki, które przygotowują dla pana prezydenta, bo on będzie w naszym imieniu zabierał głos, ale również dla mnie, dla ministra spraw zagranicznych, który też będzie uczestniczył w szczycie NATO. Nad tym pracujemy wspólnie od wielu tygodni. Bezpieczeństwo państwa polskiego jest czymś, co nas łączy, niezależnie od środowisk politycznych – zapewniał minister.
Szczyt Sojuszu odbywa się w wyjątkowym czasie istotnych zmian politycznych na świecie. Niechętne wspieraniu Ukrainy rządy zainstalowały się nie tylko na Węgrzech, ale także na Słowacji, w Austrii, w Niemczech oraz prawdopodobnie we Francji. W Wielkiej Brytanii do władzy wracają laburzyści. W Stanach Zjednoczonych do Białego Domu może powrócić Donald Trump, który chce, aby Europa wzięła odpowiedzialność za swoje bezpieczeństwo we własne ręce. Optymistą przed szczytem był ambasador USA w Warszawie Mark Brzeziński. – Będzie to najbardziej ambitny szczyt od zakończenia zimnej wojny, który ma wykazać zdolność NATO do dostosowania się do nowych wyzwań i zagrożeń. Podczas waszyngtońskiego szczytu NATO przedstawi najsolidniejsze plany obrony od dekad, wzmacniając tym samym możliwości odstraszania i obrony w czasach pokoju, kryzysu i konfliktu przyszłości – zapewniał.
Sojusz nabiera coraz bardziej globalnego charakteru. Na zaproszenie organizatorów do USA zawitali tam przedstawiciele Australii, Nowej Zelandii, Korei Płd. oraz Japonii. Oczywiście my koncentrujemy się na Europie. Kluczowe są dla nas scenariusze wykonalności nowych planów obronnych czy gwarancje dla Ukrainy. Natomiast wraz z krajami bałtyckimi chcemy wzmocnienia obrony naszych wschodnich granic, gdzie toczy się już wojna hybrydowa. Zagwarantowanie długoterminowego wsparcia dla Kijowa to priorytet obrad wewnątrz paktu. Szefostwo NATO postuluje utworzenie specjalnego funduszu na ten cel w wysokości co najmniej 100 mld euro. Dotychczas kwestie pomocy finansowej leżały w gestii poszczególnych państw, bo Sojusz chciał uniknąć propagandowych oskarżeń o prowokowanie do konfrontacji z Rosją.
Spodziewane jest, że dwustronne umowy o bezpieczeństwie z Ukrainą podpisze co najmniej 20 krajów NATO. Na ich podstawie Ukraińcom będą przekazywane uzbrojenie i amunicja – środki artyleryjskie, systemy obrony przeciwlotniczej, broń pancerna czy samoloty. Rozważane jest także wzmocnienie akcji nałożonych na Rosję i Białoruś. Nie jest jednak planowane zaproszenie Ukrainy do członkostwa. Z przecieków medialnych wynika, że Stany Zjednoczone w ogóle są w stanie zrezygnować z tego postulatu, jeśli przyniósłby on pokój z Rosją. Taki scenariusz jest najbardziej prawdopodobny po ewentualnym zwycięstwie w wyborach prezydenckich Donalda Trumpa.
Celem Sojuszu będzie więc niedopuszczenie do bezpośredniej konfrontacji z Rosją. A stanie się tak, gdy Ukraina utrzyma zdolności do przeciwstawiania się Moskwie na polu bitwy. Ewentualne zwycięstwo Kremla mogłoby zachęcić Putina do podejmowania agresywnych działań wobec Mołdawii, a w dalszej kolejności krajów bałtyckich. Wówczas w konflikt zostałyby wciągnięte automatycznie takie kraje, jak Polska, Finlandia, a także Szwecja i Rumunia. Dlatego dobrze był było, aby NATO wzmocniło swą realną obecność na wschodniej flance NATO. Dotąd nie powstała baza wojsk amerykańskich w Polsce z prawdziwego zdarzenia, a Fort Trump z pewnością byłby efektywnym elementem odstraszania. Wówczas do naszego kraju mogłaby zostać przeniesiona także część natowskiego uzbrojenia z Niemiec.
Kluczowym elementem dla bezpieczeństwa krajów Trójmorza jest także wzmocnienie granic przed atakami hybrydowymi ze strony migrantów, a także utworzenie parasola przeciwrakietowego. Obecnie nasza obrana przeciwlotnicza jest dziurawa, co udowodniły incydenty z rakietami, balonami czy wtargnięciem w naszą przestrzeń obcych obiektów. Takie incydenty po prostu nie mają prawa się zdarzać.
Powyższe kwestie są znacznie bardziej ważne dla polskiej racji stanu od członkostwa Ukrainy w NATO. Naturalnie nadal trzeba wspierać walkę Ukraińców, ale bardziej na zasadzie partnerstwa. Sojusz stoi politycznie i militarnie po stronie Ukrainy i udziela jej konkretnego, długofalowego wsparcia. Wzmocnienie tej formuły przyniesie obu stronom wiele korzyści. Ukraińcy zwiększą swoje szanse przetrwania państwowości, natomiast NATO będzie w stanie w ten sposób odpychać agresora od swoich granic. To, co należy odczytywać pozytywnie, to zmniejszanie poziomu strachu członków NATO przed eskalacją. Właśnie na ten argument powoływano się często przy wstrzymywaniu się przekazywania pomocy Ukrainie. Teraz bariery znikają, a przez to Kijów może skuteczniej bronić się przed wrogiem. Punktem zwrotnym może okazać się wzmocnienie ukraińskiego lotnictwa.
Kolejny szczyt NATO w 2025 r. odbędzie się w Hadze. Nic dziwnego, bowiem z Holandii pochodzi nowy przewodniczący paktu Mark Rutte. Były sojusznik Władimira Putina w Europie.