Gdy robi się ciepło, jak na sygnał zaczyna się wyścig o to, kto pierwszy zapłodni samicę i tym samym przedłuży istnienie gatunku. Wszystko zależy od jak najszybszego podniesienia temperatury ciała. I tutaj wszystkie chwyty dozwolone. Chyba najbardziej niezwykłym sposobem jest jednak chwilowa... zmiana płci. Chodzi o to, żeby frajerzy się nabrali i ocierając się o pseudosamicę, podnosili „jej” temperaturę ciała. Badacze nadal ustalają, czy to politycy nauczyli się tej techniki od węży, czy pończosznik od polityków. Dość jednak powiedzieć, że od dwóch lat PiS-owców się namnożyło, a do partii lgną wszyscy. Ostatnio mam wrażenie, że proces przybrał na sile. Politycy PSL, PO i samorządowcy wszelkich opcji chyba nabrali przekonania, że władza PiS nie jest tymczasowa, a partia, która oscyluje w sondażach w okolicach 45 proc., może zagwarantować dostęp do profitów. No więc mamy wyścig, kto jest bardziej PiS-owski. Który biznesmen jest bardziej narodowy i patriotyczny. Ci sami, którzy jeszcze cztery lata temu stali za Donaldem Tuskiem, teraz udają, że są ważnym elementem biało-czerwonej drużyny. No i niestety trzeba przyznać – są bardzo skuteczni. Czy jednak ich transfery są wartościowe z punktu widzenia budowy silnego, niepodległego pastwa? Nie sądzę. Tak jak pseudosamice pończosznika wykorzystują niekumatych do ogrzania własnego ciała, tak z pewnością transferowcy opuszczą idee, jeżeli pojawi się jakaś cieplejsza.