Lubiłem tę kilkakrotnie powtarzaną homilię, gdyż zachęcała ona do niemarnowania czasu i stawiania sobie wyzwań. Tak się składa, że 2018 to będzie rok wyzwań. W ciągu najbliższych 12 miesięcy świętować będziemy setną rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości w 1918 r. Mam nadzieję, że PiS i IPN zrobią wszystko, aby te uroczystości pamiętano przez długie lata. Po cichu liczę, że uda się wreszcie odnaleźć szczątki naszych bohaterów z pułkownikiem Witoldem Pileckim na czele. Jestem przekonany, że jego pogrzeb stałby się okazją do wielkiej, patriotycznej uroczystości. Liczę również, że władze zorganizują ogromny biało-czerwony marsz 11 listopada łączący Polaków. Mam nadzieję, że nie przejdzie on bez echa. To oczywiście nie jedyne wyzwania na 2018 r. Wielkim testem dla PiS będzie konwencja klimatyczna w Katowicach, która ma szansę stać się przełomowa i wypchnąć z pamięci Kioto z 1997 r. W czerwcu Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej i Polska tym razem nie jest pozbawiona szans. No i w końcu chyba najważniejsze: wybory samorządowe. W moim przekonaniu kluczowe, bo pokażą stopień mobilizacji. Jeżeli znów się nie zorganizujemy i nie przypilnujemy wyborów, to ponownie Polskie Stronnictwo Ludowe ośmieszy polską demokrację i spuchnie do 24 proc. poparcia. Angażujmy się więc nawet na najniższym poziomie, i to nie dla splendorów, lecz jak zwykle: w imię zasad. A postanowienie na przyszły rok? Pracować efektywniej i wreszcie zrobić wszystkie rzeczy, na które zabrakło czasu w roku 2018. Znaczy się… w 2017.
Wielkie wyzwania
„Przyszedł Nowy Rok. Jeszcze przez jakiś czas będziemy się mylić, pisząc datę i umieszczając w niej liczbę 7 zamiast liczby 8” – od takich słów zaczynało się każde noworoczne kazanie jednego z wikarych w mojej parafii w Lucieniu.