Pracownia ta, zupełnie na poważnie, przeprowadziła badanie na grupie 1100 respondentów, których 19 grudnia zapytała, „kto byłby najlepszym kandydatem na premiera, gdyby PiS stracił władzę”. Sondaż zrobiono na zlecenie dziennika „Rzeczpospolita”, tego samego, którego właścicielem jest pan Hajdarowicz, kolega pana Grasia, z którym nocą przy śmietniku parę rzeczy ten ostatni już omawiał. Jak pamiętamy, pan Hajdarowicz spotkał się nocą z panem Grasiem na kilka godzin przed publikacją w „Rzeczpospolitej” artykułu o tym, iż w rządowym samolocie, w którym zginął prezydent, lecąc do Smoleńsa, był trotyl i za co autorzy artykułu, dziennikarze i redaktorzy, zostali nazajutrz wyrzuceni z pracy.
Znajomość obu panów jest zatem wypróbowana, nic więc dziwnego, że to właśnie „Rzeczpospolita” była tym medium, w którym ukazał się sondaż uderzający w pozycję Grzegorza Schetyny. Respondentom zaproponowano sześć osób do wyboru, liderów partii i partyjek opozycji: Schetynę, Lubnauer, Czarzastego, Kosiniaka-Kamysza, Kukiza i Biedronia. Nie było wśród nich Ryszarda Petru, co jest jednak – zgodzicie się, państwo – rażącą niesprawiedliwością wobec lidera partii Teraz!. W czym jest on słabszy od pozostałych? W odróżnieniu np. od Biedronia czy Czarzastego ujętych w sondażu ma przynajmniej reprezentację parlamentarną. Ta nieobecność może wskazywać – choćby brzmiało to zabawnie – że dla Tuska i Grasia z jakichś powodów lansowanie w takim sondażu pana Petru jest niewygodne. W każdym razie wygumkowano lidera Teraz! i „zbadano” pozostałych. Wyszło tak, jak wyjść miało – 26 proc. Polaków chce, by to lider PSL był wysuwanym przez opozycję kandydatem na premiera. Nic a nic nie przeszkadzało „badaczom” to, że Władysław Kosiniak-Kamysz stoi na czele ugrupowania, które – jak wskazuje mnóstwo innych sondaży – może mieć poważny kłopot z przekroczeniem progu wyborczego. Gdyby traktować badanie poważnie, trzeba by zastanowić się nad unikatowymi postawami politycznymi Polaków – nie chcą głosować na partię, nie pociąga ich ani program, ani jej przywództwo, ale samego lidera widzą jako najlepszego kandydata na premiera. Komiczność tego badania wzmacnia jeszcze bardzo poważna analiza, która pojawiła się – rzecz jasna – w „Rzeczpospolitej”, oraz na większości portali i programów postkomunistycznego mainstreamu. Naprawdę nikt tego sondażu nie wyśmiał. „Badanie pokazuje, jak dużą popularnością cieszy się lider PSL i jak dobrą przyjął strategię” – pisała z namaszczeniem „Rzeczpospolita”. – „Zależy mu na dobru wspólnym w ramach opozycji (…), stawiał na przesłanie dotyczące (…) końca wojny polsko-polskiej, tworzenia braterstwa”. I jeszcze: „Dlatego dobry wynik prezesa PSL nie dziwi. Respondenci zapewne uznali, że jego cechy i przesłanie predestynują go do budowania rządu i koalicji po wyborach”. „Gazeta Wyborcza” znalazła aż pięć powodów, dla których lider PSL jest tak rzekomo kochany przez Polaków. Wyszło im m.in., że to „mąż zaufania”.
O walce Tuska, by utrącić Schetynę, nie napisałam pierwsza. Już w październiku Wirtualna Polska podała informację, że Donald Tusk będzie grał o to, by to Kosiniak-Kamysz był kandydatem na premiera opozycji, bo konsekwentnie gra przeciw Schetynie. Wtedy jednak nikt jakoś nie zwrócił na to uwagi – wieść wydała się nawet wyznawcom PO w mediach nieprawdopodobna. Dziś, gdy plan jest realizowany (tym razem pewnie nie był już omawiany nocą przy śmietniku, tylko w Brukseli przy małżach w białym winie), wciąż wrażenie robi to, jak posłusznie wdrażany jest przez media POstkomuny. Po prostu – przestawiono wajchę. Proszę się nie zdziwić zatem, jeśli ukażą się także artykuły w prasie kolorowej o tym, jak przystojny, jak świetnie ubrany i w ogóle jaki wspaniały jest pan Kosiniak-Kamysz. Nic a nic to opozycji nie pomoże, ale pośmiać się można.