W zasadzie do dziś nie mamy jasnego komunikatu odpowiadającego na naturalne pytanie: dlaczego? Tymczasem w połączeniu z widocznym niezadowoleniem elektoratu to bardzo niebezpieczne zjawisko. Potencjalnie tworzy podłoże do tworzenia różnego rodzaju teorii spiskowych. I te oczywiście się pojawiają. Naciski międzynarodowych żydowskich banków i spisek Wojskowych Służb Informacyjnych to tylko niektóre z nich. Na szczęście niezbyt popularne, co jest zasługą opozycji, która nie czując i nie znając „PiS-owskiego ludu”, przekonywała jedynie, że Beata Szydło została „upokorzona”. Do dziś dokładnie nie wiem, na czym to upokorzenie miałoby polegać, ale ponoć takie postępowanie z premier ma się odbić niekorzystnie w sondażach dla partii rządzącej. Gdy dzieje się dokładnie odwrotnie i PiS zdobywa kolejne 5 punktów proc., piewcy teorii o upokorzeniu mówią: „No, ale co to by było, gdyby Szydło była premierem? Ho, ho, 60 proc. murowane”. Tymczasem podstaw do lamentowania nie było. W polityce nie dokonała się żadna zasadnicza zmiana, a Mateusz Morawiecki kontynuuje linię, którą ma uczynić bardziej zjadliwą dla Europy. Beata Szydło z ogromnym kapitałem społecznym będzie stanowić strategiczny odwód na wypadek, gdyby miało nastąpić tąpnięcie. Zawsze bowiem Polakom będzie się dobrze kojarzyła. Przewidywanie na pięć ruchów do przodu. Tylko że trzeba wyłączyć emocje i użyć rozumu.
Używać rozumu
Debata w Polsce przeważnie jest zupełnie oderwana od rzeczywistości. Głównie skupia się na tym, jaką interpretację nadać zjawisku lub faktowi. Przeważnie w tej grze zwycięża ten, kto pierwszy poda wyjaśnienie, w które ludzie chcą uwierzyć. Im mniej weryfikowalne, tym lepiej. Obserwowałem to ostatnio przy okazji odwoływania Beaty Szydło z funkcji premiera. PiS dokonując zmiany, pozostawił pole do interpretacji tego faktu.
