Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Tusk tweetuje z emerytury

„Joe Biden krótko i dosadnie: Donaldzie, będziemy bronić solidarnie wolności i demokracji. Zawsze i wszędzie”. To treść tweeta, który po wizycie Joego Bidena w Polsce umieścił w sieci przewodniczący Platformy Obywatelskiej Donald Tusk.

Ani słowa o Ukrainie, ani słowa o Rosji, ani słowa o tym, o czym piszą w tej chwili media na całym świecie, czyli o znaczeniu Polski i jej współpracy z USA dla wysiłku wojennego walczącego o swoją suwerenność, zaprzyjaźnionego z nami państwa. Zamiast tego ta sama stara śpiewka, którą znamy od prawie 15 lat. Ten wpis, który został zignorowany przez większość analityków polskiej sceny politycznej, niesie z sobą dużo więcej informacji, niż mogłoby się wydawać. Jest bowiem kolejnym dowodem na to, jak niewiele na tle rozgrywających się w świecie procesów ten polityk potrafi lub chce wykorzystać na rzecz długofalowych interesów państwa polskiego. Nie warto wchodzić tutaj w dywagacje, jakie są tego przyczyny. Czy to brak zrozumienia – co raczej jest wątpliwe, mowa przecież o człowieku, który całe zawodowe życie spędził jako polityk – czy też jest to efekt wyznawanej wizji świata. I roli w nim Polski, w której przesadna samodzielność w realizowaniu celów przez naszą wspólnotę narodową nie jest wartością. Trzeba jednak przypomnieć, że dokładnie taki sam sposób myślenia musiał stać za kilkoma kluczowymi decyzjami, które podejmował przez lata dzisiejszy lider największej opozycyjnej partii w Polsce. Tak było m.in. z polityką resetu w relacjach pomiędzy Polską a Rosją. Tusk zdecydował się na nią, mimo że Polska utrzymywała wówczas co prawda napięte, ale jednak utrudniające Putinowi skuteczne działanie, stosunki z Federacją Rosyjską. Polska używała wszelkich dostępnych narzędzi do tego, aby Rosję taką, jaką ona jest, powstrzymywać w zasadzie na wszystkich polach, na jakich to państwo było aktywne w polityce międzynarodowej. Dotyczyło to również konfliktów zbrojnych, które prowokowała i prowadziła Rosja w latach 2007–2015, kiedy Polską rządziła partia Donalda Tuska. Ten stosunek sprowadzał się do kwitowania decyzji silniejszych od nas graczy. Było tak zarówno w wypadku planu Nicolasa Sarkozy’ego, który w 2008 roku w porozumieniu z Berlinem i Moskwą podyktował prezydentowi Gruzji Micheilowi Saakaszwilemu treść porozumień sankcjonujących podział Gruzji i łamanych później w kolejnych latach, czy w wypadku negocjacji, jakie prowadził na Ukrainie Radosław Sikorski w towarzystwie polityków z Francji i Niemiec w czasie, kiedy Majdan żądał dymisji skompromitowanego przestępcy Wiktora Janukowycza ze stanowiska prezydenta Ukrainy. To wówczas groził Ukraińcom śmiercią, jeśli nie podpiszą wynegocjowanego przez Sikorskiego z jego niemieckimi i francuskimi kolegami porozumienia.

To dawało Putinowi kolejne miesiące kontroli nad Ukrainą z wyborami za przeszło 9 miesięcy, czyli po wystarczająco długim czasie, żeby rosyjski reżim mógł wykończyć wszystkich, którzy sprzeciwili się Rosji na Ukrainie pod koniec 2013 roku. To właśnie wówczas, wychodząc ze spotkania, polski szef MSZ rzucił do manifestujących: „Jeśli tego nie podpiszecie, wszyscy zginiecie”. Rada Majdanu wyrzuciła to porozumienie do śmietnika, a jej późniejsze podpisanie bez akceptacji Majdanu było warte tyle, ile papier, na którym zostało spisane. Politycy, którzy wówczas kierowali polską polityką zagraniczną, albo nie rozumieli powagi sytuacji, która wiąże się dla nas z rosyjskim zagrożeniem, albo rozumieli ją świetnie, ale uznawali, że najlepszym rozwiązaniem jest poddanie się przez Polskę rosyjsko-niemieckiej dominacji, zanim jeszcze ten duet zgłosi oficjalne pretensje do rządów nad naszym państwem. To strategia poddania się woli silniejszego dla własnego interesu. Wszystko jedno, czy politycznego, osobistego, czy finansowego. Bo zarówno wówczas, kiedy Tusk z Sikorskim budowali reset z Rosją, jak i dzisiaj, kiedy stoją za linią boczną i oglądają mecz, na który powołania nie otrzymali, z tego co robią wynika jasno: dzisiaj, dokładnie tak samo jak przed blisko dziesięcioma laty, dla tego odchodzącego na emeryturę pokolenia polityków celem działania nie jest zdolność Polski do wygrywania kryzysów na rzecz własnych obywateli, ale próba robienia dobrego wrażenia na politykach innych państw. Tych, które jeszcze niedawno na świecie uważane były za nieporównanie silniejsze od nas.

 



Źródło: Gazeta Polska

Michał Rachoń