Na stole są podobno kwestie utworzenia tureckiej bazy lotniczej w Syrii na 50 samolotów i zobowiązanie Ankary do pilnowania przestrzeni powietrznej Syrii. Reuters dodaje, że Turcja byłaby skłonna do obrony Syrii przed zagrożeniami zewnętrznymi. W praktyce oznaczałoby to zawiązanie sojuszu wojskowego. To potwierdza liczne wcześniejsze doniesienia, spekulacje i analizy, iż nowe władze w Damaszku są blisko powiązane z Ankarą. Jednocześnie zachodnie media przekazują, że Turcja chce pełnego wycofania się rosyjskich żołnierzy z Syrii (tych, którzy jeszcze pozostali w bazie lotniczej Hmejmim i porcie Tartus). Tak właśnie działa Turcja. Od paru lat odgrywała rolę cichego przyjaciela Rosji i łącznika ze światem, z czego miała korzyści. Jednocześnie wspierała Ukrainę. Recep Tayyip Erdoğan spotykał się z Władimirem Putinem, co temu drugiemu wyraźnie pochlebiało. A gdy nadszedł odpowiedni moment, Turcy z tym samym dyplomatycznym uśmiechem krok po kroku wypierają ostatnie wpływy Rosji z regionu, który uważają za swoją strefę wpływów.