A przecież Zachód już to przerabiał, co więcej, był ostrzegany – oczywiście przez Polaka! Nasz trzeci wieszcz, Zygmunt Krasiński, umysł wybitnie analityczny, który jako pierwszy dostrzegł zagrożenia rodzącego się komunizmu, był też znakomitym znawcą natury rosyjskiej, którą mógł studiować, by tak rzec, na skórze własnego narodu.
Jeden tylko sposób na rosyjskie ptaszydło
Podczas największych sukcesów armii anglo-francuskiej w trakcie wojny krymskiej w październiku 1854 r. skierował do cesarza Napoleona III obszerny memoriał, usiłując go przekonać, że z powodu charakteru satrapii moskiewskiej nie należy z nią prowadzić żadnych rozmów pokojowych, a po prostu dobić gada: „Jeżeli Rosja ma przestać być plagą, gotową zawsze spaść na Kościół, na cywilizację, na świat, to jest na to jeden tylko sposób, doprowadzić ją do zupełnej niemocy. Wszelki pokój, zawarty przed tym ostatecznym rezultatem, pogorszy tylko sytuację i popchnie nieprzyjaciela do nowych i straszniejszych wysiłków. Upokorzony, ze zdartą maską, ale nieosłabiony, chwyci się on innej broni i zanim powtórzy swój chybiony zamach na Konstantynopol, przygotowuje sobie inne drogi, ciemniejsze a skuteczniejsze. Poda rękę wszystkim tajnym stowarzyszeniom, wszystkim konspiracjom i skrytym konszachtom. Będzie je opłacał swoim złotem, a popierał swoimi intrygami. Jednym słowem, odda całą swoją potęgę na usługi rewolucji socjalnej, by obalić trony tych dynastii, co świeżo zerwały z nim przymierze, albo nim wzgardziły”.
Na rysunku satyrycznym w gazecie z czasów wojny krymskiej widać mocno podskubane dwugłowe ptaszydło uciekające przed dwoma żołnierzami koalicji. Podpis informuje: „Rozszczepiona wrona na Krymie”, a angielski wojak powiada do francuskiego kamrata: „Dostała mocno! Podążajmy za nią!”. I oczywiście miał rację – można było wspólnymi siłami rozbić raz na zawsze to więzienie narodów, uwalniając Europę od potwornych zagrożeń, które zmaterializowały się w kilka dekad później terrorem bolszewickim i stalinowskim imperializmem, kosztując cały świat miliony ofiar.
A tak niewiele brakowało
Przed tym właśnie Krasiński ostrzegał Napoleona III: „Rosja jest wytworem i zbiorem pierwiastków najbardziej złowrogich i najbardziej rozkładowych, jakie są w historii. Zepsucie, wyrafinowane ostatnich czasów Bizancjum, przeszło w jej kościół i w jej dyplomację. Srogość nieubłagana a zimna chanów mongolskich stała się sprężyną jej administracji. Urządzenia gminne pierwotnych Słowian przechowały się u jej ludu. Rosja jest wielkim komunizmem, rządzonym przez władzę zarazem wojskową i teokratyczną; ta władza zaś, równa terrorowi z roku 1793 w okropności, jest od niego nierównie wyższą w swojej organizacji i w swojej zdolności trwania. Danton, Marat, Robespierre to figury blade, jeżeli się je postawi obok rewolucjonistów takich jak Iwan Groźny, jak Piotr Wielki, jak Mikołaj I”.
A tak niewiele brakowało! Królująca na morzach Brytania wsparta sporą flotą francuską nie tylko przetransportowała na Krym 60 tys. wojsk sojuszniczych, ale dokonywała desantów nawet w będącej wówczas częścią Imperium Rosyjskiego Finlandii czy ostrzeliwała Pietropawłowsk na drugim końcu państwa carów – Kamczatce!
I już wtedy, jak dziś w wojnie z Ukrainą, obnażono te same słabości rosyjskiej armii, podówczas uważanej nie za drugą, ale pierwszą armię świata: potworną korupcję, skrajną niekompetencję dowódców, zapóźnienie technologiczne. Wojna została przegrana z kretesem, zgnębiony klęskami car pałkarz Mikołaj I zmarł z desperacji, a wedle innej wersji popełnił samobójstwo, skarb państwa zaś był tak zrujnowany wydatkami wojennymi, że przejąwszy tron, Aleksander II rozpaczliwie szukał dochodów, już w 1859 r., w trzy lata po wojnie, usiłując sprzedać Alaskę Stanom Zjednoczonym. Ale imperium przetrwało, mimo że Rosja musiała przyjąć upokarzające warunki pokoju, zwłaszcza bolesny zakaz posiadania floty wojennej i budowy twierdz nad Morzem Czarnym.
Dlaczego nie wykorzystano zwycięstwa, dobijając wroga, jak się marzyło Krasińskiemu? Ano dlatego, że zwycięzcy zdawali sobie sprawę, że mają zbyt małe siły i malejące wsparcie opinii publicznej w swoich krajach, by kontynuować walkę na bezkresnych przestworach wroga. Napoleon III pamiętał o przyczynach klęski w wojnie z Rosją swojego wielkiego stryja, a Brytyjczycy rwali się już do zamiany bagnetów na banknoty i eksploatacji bogactw osłabłego mocarstwa poprzez swoje drapieżne kompanie handlowe. Kawior smakował wtedy nie gorzej niż dzisiaj, a noszenie futer z syberyjskich soboli i srebrnych lisów należało do dobrego tonu i w Londynie, i w Paryżu.
Pokoju warunek konieczny
Wracając do wytęsknionego przez eurogłupków pokoju: Zełenski mógłby argumentować – nie wobec nich, lecz wobec mających decydujący w tej sprawie głos Stanów Zjednoczonych – innymi słowami naszego wieszcza z jego memoriału: „Nie ma wątpliwości, że ani opróżnienie księstw naddunajskich, ani zniszczenie Sewastopola, ani spalenie Kronsztadu, ani zajęcie Krymu nie dawałyby dostatecznej rękojmi. Wszystko w takim pokoju byłoby tymczasowym i pełnym nieustannych postrachów. Państwa, sprzymierzone na to, by mieć oko na rosyjski kolos i pilnować go, musiałyby w takim razie trzymać na stopie wojennej siły daleko większe niż przedtem. Jedyny sposób, by nastarczyć ogromnym wydatkom na utrzymanie takich wojsk i takich flot, to podnoszenie podatków bez końca i kresu. To zaś usposabia bardziej, niż cokolwiek, przeciw rządom, a tym samem przygotowuje i ułatwia rewolucję”.
Pan Zygmunt Krasiński miał rzecz jasna rację, ale adresat jego memoriału nie okazał się politykiem dalekowzrocznym, niebezpieczeństwo wspierania przez Rosję terrorystycznych ruchów komunistycznych w Europie wydawało mu się wydumane, a skończyło się wszak w samym Paryżu osławioną Komuną w 1871 r. po przegraniu przez cesarza wojny z rosnącymi w siłę Prusami, dzięki zwycięstwu przekształconymi przez Bismarcka w potężną Rzeszę Niemiecką. Zresztą, choć Napoleon III nie był orłem intelektu, właściwie, choć wbrew intencjom autora, ocenił zarysowane w przytoczonym fragmencie możliwości otoczenia Rosji kordonem sanitarnym. Skoro realizm polityczny to wykluczał, należało z tego zrezygnować tak samo jak z podboju państwa carów.
Francja cesarza nie dała rady Niemcom w pojedynkę, więc następcy obalonego monarchy, prezydenci III Republiki, uznali, że przyda się duży sojusznik i znaleźli go… w Rosji! Były amerykański ambasador w Paryżu James Biddle Eustis w 1897 r. stwierdził, że Francja „mogła podążyć jedną z dwóch otwartych dróg: albo mogła liczyć na samą siebie i być niezależna, aby w oparciu o swoje własne zasoby stawiać czoła wszelkim zagrożeniom [...], albo mogła dążyć do zawarcia sojuszu z Rosją, jedyną dostępną dla niej potęgą”.
Co z tego wynika dla Ukrainy dzisiaj? Tylko i aż tyle, że musi sama zadbać o siebie i jeśli siadać kiedykolwiek do stołu rokowań z Rosją, to z Rosją pokonaną jak najdotkliwiej, Rosją nie tylko bez Putina, ale bez innego szowinisty uszminkowanego na demokratę, jak jawnie już forowany na tę rolę Nawalny. To zaś oznacza, że szykowana od dawna kontrofensywa ukraińska musi być miażdżąca dla wroga i odbić zarówno Donbas, jak i Krym. A wtedy imperium samo się rozleci. Darz Bayraktar!