Opublikowany w zeszłym tygodniu raport w tej sprawie metodycznie i skrupulatnie wylicza konkretne kwoty oraz ich wartość w dzisiejszych walutach. Wśród wymienionych sum znajduje się również wycena zniszczonych dóbr materialnych, nieruchomości, majątków, budynków gospodarstw, zniszczonych i wywiezionych do Niemiec zakładów pracy.
Raport próbuje też określić wartość skradzionych dzieł sztuki, choć w tej kwestii trudno o precyzję, bo w ramach starannie zaplanowanej akcji niemiecki rząd sprzed kilkudziesięciu lat zadbał nie tylko o kradzież samych dzieł sztuki, ale również o to, aby zniszczyć stosowne rejestry tego, co zostało ukradzione. Jednak w treści raportu znajduje się całkiem pokaźna (sięgająca około 8 proc. całej sumy) wartość, jaką są straty powstałe w wyniku działalności niemieckiego banku emisyjnego, który utworzony został na terenach polskich przez Niemcy. Jak wynika z informacji, które podają autorzy raportu, zidentyfikowane zostały konkretne konta, na których zarejestrowano środki wynikające z działalności tego banku, a także środki, które stanowią nadwyżkę względem poniesionych kosztów w czasie niemieckiej działalności okupacyjnej. W praktyce oznacza to, że istnieje konto, o którym zresztą w 1949 roku Polska została poinformowana przez Brytyjczyków, na którym zgromadzone są środki należące do Polaków. Nie odnaleziono żadnych śladów przekazania tych środków do Polski, z czego wnosić należy, że od 1945 roku po wszystkich przekształceniach własnościowych ciągle pracują one na rzecz… niemieckiej gospodarki. O tym aspekcie problemu reparacji wypowiedział się niedawno niemiecki badacz Karl Heinz Roth, który polskie roszczenie reparacyjne nazywa nie „roszczeniem”, lecz po prostu długiem. Stwierdził on w jednym z niedawnych wywiadów, że Niemcy muszą rozliczyć się z tego długu również dlatego, że rabunek i zniszczenia, jakich dokonali w czasie II wojny światowej, stał się podstawą i istotnym elementem niemieckiej strategii gospodarczej. Roth twierdzi, że choć klęska wojskowa Niemiec była ogromna, to gospodarczo w trakcie II wojny światowej państwo to podwoiło swój kapitał, a 1/4 z tej nadwyżki pochodziła wprost z grabieży, jakiej kraj ten dokonywał na terenach, które zajął w czasie działań wojennych. Z tego z kolei wprost wynika, że powojenny sukces gospodarczy i dzisiejsza strategia eksportowa Niemiec zbudowane są na zbrodniach II wojny światowej, za które Niemcy nigdy Polsce nie zapłaciły.
Ten punkt widzenia nie jest jednak podzielany przez niemiecki rząd. Ten powołuje się na decyzję Sowietów z 1953 roku, zwalniającą Niemcy z obowiązku zadośćuczynienia ofiarom, z których skór niemieccy oficerowie robili fantazyjne abażury w obozach koncentracyjnych. Co szokujące, dokładnie tę samą opowieść snują dzisiaj byli ministrowie spraw zagranicznych… Polski: Radosław Sikorski i Grzegorz Schetyna. Jeszcze dalej idzie Donald Tusk, który choć sam, podobnie jak Schetyna, głosował w 2004 roku za uchwałą Sejmu zobowiązującą rząd do wystąpienia do Niemiec w sprawie reparacji, to dziś sugeruje, że są pieniądze do wzięcia od Niemiec, ale w ramach KPO. Oczywiście pod warunkiem, że Polska zrzeknie się własnej suwerenności. Odzyskanej nie tak znowu dawno po kilkudziesięciu latach niemieckiej, a później sowieckiej niewoli, która rozpoczęła się na Westerplatte od niemieckich salw wystrzeliwanych z pancernika Schleswig Holstein w stronę polskich żołnierzy broniących polskiej suwerenności.