Politycy rozjechali się na wakacje, Kancelaria Prezydenta rozpoczęła (mam nadzieję) pracę nad projektami ustaw o KRS i Sądzie Najwyższym, a postkomuna próbuje rozwiązać kilka dylematów naraz. Po pierwsze – kto właściwie ma być przywódcą opozycji, a po drugie – jak walczyć z kolejnymi inicjatywami PiS i z którą najpierw?
Kwestia wykreowania nowego lidera obozu postkomunistycznego staje się sprawą palącą. Demonstracje organizowane przeciw zmianom w sądownictwie pokazały wprawdzie, że system III RP wciąż umie skołować całkiem sporą grupę Polaków, ale pokazały też, że ci przyciągnięci zabiegami propagandowymi ludzie nie dają się na tyle ogłupiać, by chcieć widzieć na swoich wiecach Grzegorza Schetynę, Ryszarda Petru czy Władysława Frasyniuka. Przez dwa-trzy dni ostatnich demonstracji było to mówione wprost: „Przypominamy, że obowiązuje formuła no logo i nie dopuszczamy do mikrofonu partyjnych liderów. Protestujemy my – Warszawiacy, Warszawianki, zwykłe Polki i zwykli Polacy” – napisano w ogłoszeniu na portalu społecznościowym, które zapraszało na jedną z ostatnich demonstracji. Kryjący się za „spontanicznym ruchem” profesjonalni organizatorzy doskonale wyczuli, że ludzie na kolejne spotkanie ze skompromitowanymi liderami opozycji po prostu nie przyjdą. I że to oznacza jedno – przymus szybkiego znalezienia kogoś, kto jednak będzie przyciągał ludzi. Postkomuna, utwierdzona wetami prezydenta w przekonaniu, że metoda „ulica i zagranica” jest skuteczna, nie zrezygnuje z niej, przeciwnie – będzie ją doskonalić. Nie udało im się „wyłączyć” rządu, „wyłączyli” natomiast Mateusza Kijowskiego, który ostatecznie zrezygnował z działalności publicznej. Teraz najwyraźniej testują, czy w kolejnym ruchu nie udałoby się „wyłączyć” Ryszarda Petru. Świadczyć może o tym dość nagłe lansowanie Kamili Gasiuk-Pihowicz – to na nią, jak zauważono, ze wszystkich partyjnych działaczy na wiecach (póki ich tam wpuszczano) ludzie mieli reagować najżyczliwiej. Redaktor „Gazety Wyborczej” Jarosław Kurski pisał w uniesieniu na Twitterze: „Kamila Gasiuk-Pihowicz przywitana owaaaaacyjne: Kamila, Kamila, dziękujemy, dziękujemy. Polska Macrone?”. Uruchomiono więc mechanizmy kreacji – ukazał się „zaskakujący” ranking zaufania polityków, gdzie pani poseł znikąd znalazła się nagle na trzecim miejscu spośród tych, którym rzekomo „Polacy ufają najbardziej”. Chwilę potem pojawiła się informacja, że pani poseł mogłaby być kandydatem na prezydenta Nowoczesnej. Ta promocja „Myszki Agresorki” być może przyniosła efekt w postaci wzrostu notowań Nowoczesnej w jednym z ostatnich sondaży – z 5 proc. poparcie skoczyło do 10 proc. Można by więc sądzić, że ta zmiana, polegająca na zastąpieniu wizerunkowym państwa Petru i Lubnauer panią Gasiuk-Pihowicz przynosi efekty, gdyby nie to, że nie ma pewności, czy ten sondaż także nie jest próbą rewitalizacji Nowoczesnej i promocji ewentualnej nowej liderki. zn
A czas nagli, bo macherzy wynajęci przez system III RP czy jego zewnętrznych sponsorów i patronów doskonale wiedzą, że nie utrzymają dynamiki protestów ulicznych bez efektu nowości. A dynamika jest potrzebna, bo PiS przygotowuje na jesień kolejne „straszliwe”, bo mogące skutecznie uderzyć w podstawy postkomunistycznego status quo, projekty. Cały wysiłek propagandowy i marketingowy będzie się zatem teraz skupiał na tym, by oszukać i skłonić do protestów tylu Polaków, ilu tylko się da.
Szykuje się kilka projektów, które wywołają na pewno okropny wrzask. Po pierwsze – reforma służby zagranicznej. Projekt, który już jest procedowany w komisji sejmowej, ma na celu zerwanie z PRL w MSZ, czyli dekomunizację polskiej dyplomacji. Będą państwo słyszeć dramatyczne hasła o „niszczeniu służby zagranicznej” i „masowym wyrzucaniu fachowców” oraz, rzecz jasna, o „czystkach politycznych”. Kolejnym projektem usprawniającym działanie państwa będzie kompleksowa i głęboka reforma służb specjalnych. Krzyk powinien rozlec się głośny, bo reforma ta ostatecznie poprzecina nitki układu w służbach. Ale najbardziej spektakularny, jeśli chodzi o wrzask, powinien być projekt dekoncentracji mediów przygotowywany właśnie w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Będzie on, wzorem innych państw europejskich, takich jak Niemcy czy Francja, wprowadzał ograniczenia udziału w rynku medialnym dla działających na nim podmiotów. Nie będzie można skupiać w jednym ręku wielu tytułów – jeśli jakieś wydawnictwo przekroczy określony w ustawie próg, będzie musiało zmniejszyć swą aktywność na rynku medialnym. To umożliwi wprowadzenie rzeczywistego pluralizmu w polskich mediach, które nie będą już podzielone między kilku największych graczy. Wielość wydawnictw i podmiotów wydających gazety, tworzących telewizje, radia i portale służy wolności słowa – to wie każde dziecko. Ale wrzask, którego echo obejmie pewnie gazety od Nowej Zelandii przez Tajwan, Jamajkę i Wenezuelę po „New York Times” czy CNN, wznoszony będzie pod hasłem odwrotnym – że polski rząd walczy z wolną i niezależną prasą. Proszę się tym kompletnie nie martwić. Jak mówi mądrość z portali społecznościowych: „Słychać wycie? znakomicie!”. Bo oznacza to, że rząd dobrej zmiany jest skuteczny. Daje radę.