Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

​System do wyleczenia

Jeżeli nie będziemy więcej rozmawiali o służbie zdrowia, to pokolenie 30-, 40-latków doczeka parszywej starości. Niestety, ten temat podejmowany jest naskórkowo, nawet gdy budzi emocje.

Jeżeli nie będziemy więcej rozmawiali o służbie zdrowia, to pokolenie 30-, 40-latków doczeka parszywej starości. Niestety, ten temat podejmowany jest naskórkowo, nawet gdy budzi emocje. Odpowiedzialne są za to także media.

Jednym z poważnych mankamentów rodzimej debaty publicznej jest fakt, że uciekamy od wielu istotnych tematów, koncentrując się na wojenkach w kisielu. Kłopot i w tym, że w III Rzeczypospolitej jak na lekarstwo jest publicystyki poruszającej złożone zagadnienia w sposób przyswajalny dla „zwykłych ludzi”. Owszem, w ambitniejszej prasie nie brakuje eksperckich analiz, ale pisane są często na tyle hermetycznym językiem, że odstręczają dużą część potencjalnych czytelniczek i czytelników. Z kolei tabloidy bazują na emocjach, wzbudzanych przez odpowiednio prymitywnie serwowane informacje.

Książka do poczekalni?

Dodajmy do tego całą masę często bezwartościowego przekazu w internecie, gdzie krzewi się w różnych formach sceptycyzm medyczny i współczesne formy znachorstwa i zabobonów. Trzeba to zjawisko krytykować, ale warto pamiętać, że często bierze się z poczucia nieufności wobec instytucji publicznych, braku rzetelnej informacji medycznej i nierzadko mocno utrudnionego efektywnego dostępu do publicznej i prywatnej ochrony zdrowotnej. Na wieloletnich błędach systemu coraz bardziej tuczy się rynek usług paramedycznych: od pseudo-leków do znachorów przez kolorowe pisemka z dziedziny „medycyny alternatywnej”, której nie wolno mylić z często pożyteczną medycyną naturalną.

Szeroką panoramę rodzimej służby zdrowia przedstawia niedawno wydany, świetnie napisany reportaż „Służba zdrowia? Jak pokonać chory system”, pióra Małgorzaty Soleckiej, dziennikarki, która od ponad osiemnastu lat z bardzo bliska przygląda się rodzimej ochronie zdrowia. Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Apostolstwa Modlitwy, czyli jezuickiego WAM-u. Ktoś może być zdziwiony – tego typu pozycja w katolickim, specjalizującym się dotąd w publikacjach religijnych wydawnictwie? Najwyraźniej ktoś wpadł na pomysł rozszerzenia oferty i pozyskania nowych czytelniczek i czytelników. Ciekawa rzecz: czy dobrze sprzeda się w katolickim wydawnictwie lektura, traktująca o dość emocjonującym przecież temacie? Czy jednak nie chcemy nawet dobrze napisanych książek o zbyt trudnych sprawach? A może jest tak, że zdrowych nie interesuje to, co w szpitalach i gabinetach specjalistów piszczy, a chorzy mają już zupełnie inne rzeczy na głowie? Na przykład załatwienie sobie szybszej operacji czy zabiegu? A może w poczekalni u lekarza czytać Solecką? Ostrzegam zawczasu: to może grozić zawałem.

Bardzo dziwny system

Autorka „Służby zdrowia?” wspomina, że przez blisko dwie dekady dziennikarskiego przyglądania się służbie zdrowia wciąż słyszy od polityków te same obietnice: „zwiększymy nakłady na ochronę zdrowia, pracownicy służby zdrowia muszą zarabiać godnie, pacjenci nie mogą umierać w kolejkach do lekarzy...”. Cóż, każdy z tych wątków to temat rzeka: kontrowersje dotyczą nawet tego, czy wydajemy za mało na służbę zdrowia – część ekspertów podważa choćby coroczne, zdecydowanie niekorzystne dla Polski dane przedstawiane przez Europejski Konsumencki Indeks Zdrowia. Z kolei lekarki i lekarze właściwie nie strajkują od blisko dekady: zaczęli więcej zarabiać, bez trudu mogą też wyjeżdżać. Choć owszem, od jakiegoś czasu większych pieniędzy chcą rezydenci. Od lat protestują pielęgniarki, których dramatycznie ubywa – to zawsze cieszy opozycję, a gniewa aktualną władzę i jej popleczników; protestują też pracownice i pracownicy ratownictwa medycznego (dodajmy, że rząd Beaty Szydło próbuje wyrwać ich z systemowej pułapki wymuszanego samozatrudnienia). A pacjenci? Wciąż czekają w długich kolejkach, co najwyżej „systemowo” przepycha się ich z jednych poczekalni do drugich.

Cały ten system jest bardzo dziwny. Gdy dobre trzy lata temu robiłem dla „Nowego Obywatela” wywiad z Małgorzatą Aulejtner, pielęgniarką, która pracuje w zawodzie od kilku dekad, wspominała, że obecnie polskie szpitale często są wyposażone równie dobrze jak zachodnioeuropejskie. Różni je jedno: u nas rzuca się w oczy dojmujący brak personelu. To skutkuje nierzadko wypaleniem zawodowym, niebezpieczną rutyną, przepracowaniem. A omyłki lekarza czy pielęgniarki mogą kosztować ludzkie zdrowie i życie.

Cuda zamiast standardu

Ale w obrębie tego samego systemu czasem wydarzają się rzeczy, które świadczą zarówno o znakomitych kompetencjach całego personelu, świetnej pracy zespołowej, bardzo dobrych możliwościach sprzętowych i farmakologicznych. Solecka przypomina choćby historię dwuletniego Adasia, kilka lat temu wybudzonego z głębokiej hipotermii w jednym z krakowskich szpitali. Międzynarodowe media ze zdumieniem opisywały tę historię: temperatura ciała dziecka, które spędziło kilka godzin na mrozie, wynosiła 12,7 stopnia Celsjusza. A rzadko kiedy daje się uratować dzieci, których temperatura ciała spadła do 13 stopni Celsjusza. Lekarze mówili o cudzie. Choć takie cuda składają się z wielu nader przyziemnych czynników.

Ale to prawda – w ochronie zdrowia cuda się zdarzają. W pociągu, w trakcie przypadkowej rozmowy wciąż można usłyszeć niejedną historię o wspaniałych lekarkach i lekarzach. Zdarzają się opowieści, że nawet w publicznym szpitalu czy ośrodku zdrowia pacjenci byli traktowani z szacunkiem i znakomicie diagnozowani i leczeni. Nie tak rzadko ludzie wolą czekać pół roku na zabieg, niż brać kredyt i „mieć to od ręki”. Ale systemowo to żadne pocieszenie: systemowo wciąż jest kiepsko. Dlatego „doktor Google” jest lekarzem o największym wzięciu: zawsze pod ręką, nie skąpi konsultacji, czy raczej tego, co chcąc nie chcąc uznajemy za konsultację. To się nie zmieni, dopóki znacząco nie zostaną podniesione nakłady na publiczną opieką zdrowotną i nie zmieni się tort wydatków Narodowego Funduszu Zdrowia.

W czym problem? Otóż, mówiąc wprost, cała nasza ochrona zdrowia nakierowana jest na szpitalnictwo. Tymczasem nowoczesna medycyna, traktowana jako część ochrony zdrowia publicznego, coraz więcej miejsca poświęca profilaktyce i leczeniu specjalistycznemu. To dlatego w Polsce mamy choćby niezłe statystyki pt. „szpitalne łóżka na osobę” i fatalny dostęp do specjalistów. Ale, jak łatwo się domyślić, istnieje silne lobby, które dobrze żyje z obecnej sytuacji i niekoniecznie łatwo przyjęłoby zmiany. Problem w tym, że ogólnonarodowy system opieki zdrowotnej nie może opierać się na cudach – potrzebuje efektywnych struktur i lepszych standardów powszechnej opieki.

Współpłatności i doktor Google

Przy okazji: Małgorzata Solecka, jak zresztą znaczna część polskich dziennikarzy zajmujących się kwestiami medyczno-społecznymi, jawi się jako zwolenniczka zwiększenia współpłatności. A to bardzo szkodliwy zwyczaj, ponieważ zdaniem bardziej świadomych rzeczy ekspertów, nieuwikłanych w „wolnorynkowe” ciągoty, prowadzi do coraz głębszej destabilizacji publicznej ochrony zdrowia. Jedna współpłatność pociąga za sobą kolejne i to w efekcie totalnie rozbija system powszechnego dostępu do zdrowia. Tak po prostu: majętniejsi mają trochę lepiej, ubożsi coraz gorzej. Ponadto, mówiąc językiem metafory, na coraz dalej idących współpłatnościach najwięcej zarabia „doktor Google”: gdy kolejni pacjenci i pacjentki wypadają z systemu, zarabiają na nich specjaliści od zabobonów. I trochę smuci, że dziennikarka, która od osiemnastu lat zajmuje się ochroną zdrowia, nie widzi tej oczywistej zależności między barierami, jakie stwarza upowszechnianie współpłatności, a niszczeniem podstaw publicznej opieki zdrowotnej.

Jedno jest pewne: mało mamy na polskim rynku wydawniczym tak dobrze napisanych reportaży o ochronie zdrowia. Solecka potrafi opowiadać konkretne historie o lekarkach, pacjentach, pielęgniarkach, politykach, zrozpaczonych rodzicach, a równocześnie nigdy nie gubi z oczu systemowych zagadnień: pokazuje jak jednostkowe doświadczenia splatają się ze strukturalnymi wyzwaniami.

Jeśli nie cierpicie na poważne nadciśnienie, koniecznie przeczytajcie tę książkę.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#służba zdrowia w Polsce #Polska służba zdrowia #służba zdrowia

Krzysztof Wołodźko