Hierarcha ten jest raczej liberalny, ale przynajmniej jedna z jego refleksji idealnie pasuje także do myślenia konserwatywnego. „Jeśli kultura jest sposobem tworzenia rzeczywistości i nadawania jej sensu, to w pewnym sensie żyjemy w najmniej zróżnicowanym kulturowo świecie, jaki kiedykolwiek istniał. Globalny rynek ustalił raz na zawsze kanon form tworzenia i nadawania sensu rzeczywistości: wszędzie mamy do czynienia z uprzemysłowieniem, wszędzie rozciąga się sieć globalnej komunikacji, skutki działania sił rynkowych odczuwa każdy mieszkaniec naszego globu (...). Dziś w świecie rzeczywiście dominuje jedna kultura, a jest nią system wymiany rynkowej, przeobrażający każdą lokalną historię” – napisał arcybiskup Williams. I w tej sprawie trudno się z nim nie zgodzić. Konserwatyzm, szczególnie ten chrześcijański, nie musi być neoliberalny z ducha, nie musi przyjmować paradygmatu ekonomicznego jako najistotniejszego. A to, co arcybiskup pisze o narodach, wspólnotach, społeczeństwach, z powodzeniem można odnieść do nas samych. Wbrew temu, co nam się wydaje, bardzo mało różnimy się od siebie. Nowe media, nowe środki przekazu uformowały nas w bardzo podobny sposób. Jesteśmy coraz bardziej homo videns, a coraz mniej homo sapiens, mamy podobne zainteresowania, podobne emocje, różnią nas bańki medialne, w których funkcjonujemy. Ale już reakcje i modele zachowań są identyczne. Urwanie się z systemu jest zaś coraz trudniejsze.
Słuchając innych
To były specyficzne święta. Smutne, pełne refleksji i tęsknoty za tymi, którzy umarli. I może dlatego było w ich trakcie także więcej czasu na lekturę. A że nie miałem siły czytać nic, co znałem z wcześniejszego etapu życia, sięgnąłem po stojącą na półce od dawna książkę emerytowanego arcybiskupa Canterbury Rowana Williamsa „Wiara na areopagu”.