Wygląda na to, że – zamierzenie lub nie – proces demolowania państwa wszedł na nowy, jeszcze wyższy poziom. Być może jest to część obchodów rocznicy przejęcia władzy przez koalicję 13 grudnia, które tylko pozornie były bardzo skromne.
W ciągu roku udało się zniszczyć media publiczne, zwłaszcza te informacyjne (TVP Info, Polskie Radio 24) i służące polskiej soft power (Biełsat, TVP World). Udało się najpierw ośmieszyć całkowicie urząd marszałka sejmu poprzez obsadzenie go człowiekiem, któremu wciąż wydaje się, że jest gwiazdą jakiegoś wyjątkowo upokarzającego dla uczestników talent show; a następnie podważyć konstytucyjność sejmu poprzez przyjmowanie aktów w niepełnym składzie osobowym izby. Zniszczono lub wykastrowano wszelkie projekty rozwojowe. Wybito zęby organom państwa, zajmujących się mafiami VAT-owskimi i, co za niespodzianka, wyhodowano największą w historii dziurę budżetową. Nie dorzucą się już do niej spółki Skarbu Państwa, które przestały zarabiać. Po okrojeniu CPK z segmentu cargo i obsługi Polski lokalnej, rezygnacji z regulacji Odry, utrudnieniu działalności lasów państwowych, masowych zwolnieniach w PKP Cargo itd. itp., przychodzi pora na podważenie za jednym zamachem zarówno Sądu Najwyższego, jak, w perspektywie kilku miesięcy, być może również prezydentury jako takiej. Przez bezprawne działania PKW Ryszarda Kalisza mandat przyszłego prezydenta będzie w sposób nieuchronny kwestionowany. Jeśli wygra Nawrocki, zakwestionuje ten fakt cała państwowa machina, nastawiona na utwardzanie wschodniego modelu zarządzania. Jeśli Trzaskowski lub Hołownia – nie uzna tego druga połowa wyborców, stwierdzając, że wyścig był nierówny, a pilnujący jego reguł nieuczciwi. PKW zawiesiła decyzję w sprawie pieniędzy dla PiS, nie mając do tego żadnego prawa, tak, jak nie ma prawa kwestionować żadnego sędziego w Polsce. Równocześnie według wielu głosów wysadziła w powietrze całą procedurę wyborczą w Polsce, od nadchodzących wyborów uzupełniających do senatu, po wybory prezydenckie właśnie. Pomysłem na naprawę sytuacji jest, według przedstawicieli władzy, przekazanie decyzji o uznaniu wyborów w ręce marszałka sejmu, przypadkiem również startującemu w tym wyścigu. Żadnej niestosowności w tym pomyśle nie widzi ani on sam, ani postkomunista Kalisz w PKW, życzliwie na ideę patrzy też minister Bodnar. Konstytucjonaliści zwracają uwagę na fakt, że brak wyboru prezydenta nie da wcale wymarzonego pałacu Hołowni, lecz przedłuży kadencję Andrzeja Dudy. Obawiam się jednak, że nikt nie będzie ich słuchał, a już na pewno nie posłucha ich obecna władza.