Wiosna to sezon na nowalijki, lato to sezon urlopowy. A złota polska jesień? Niestety, coraz częściej ta pora roku inauguruje długie dyskusje o smogu, który zabija nas na raty.
Jak wiele ważnych tematów, powoli narastających bolączek, temat smogu długo spychano do kąta. W Warszawie ruchy miejskie od dobrych paru lat prowadziły ostrą kampanię informacyjną dotyczącą narastania tego niebezpiecznego dla zdrowia zjawiska. Stołeczny ratusz wolał oszczędnie gospodarować danymi: polityka Hanny Gronkiewicz-Waltz polegała przecież na tłumieniu nie tylko ostrych głosów krytycznych, ale wszelkich informacji, które psułyby obraz najszczęśliwszego i najdostatniejszego miasta zielonej wyspy. Tak długo było w wypadku reprywatyzacji, tak było również w kwestii zanieczyszczenia warszawskiego powietrza.
Trucizna w powietrzu
Ale smogu nie da się zamieść pod dywan – przenika wszystko. Antysmogowe kampanie przybierały na sile. Ku konfuzji i pewnemu zaniepokojeniu samorządowców – działo się to w skali kraju. W styczniu 2017 r. Polski Alarm Smogowy postawił w Białce Tatrzańskiej pyłomierze. Wyszło na jaw, że średniodobowe stężenie pyłu PM10 wynosiło 113 mikrogramów na metr sześcienny przy normie wynoszącej 50 mikrogramów na metr sześcienny. W Zakopanem średniodobowe stężenie PM10 było jeszcze wyższe – wyniosło 172 µg/m3. Jest w tym coś z bardzo czarnego humoru – nawet jeśli osławiona „warszawka” chce na zimę zwiać do Zakopanego, to i tam, w stolicy polskich gór, już nie czeka na nią krystaliczne górskie powietrze, ale pylista trucizna. Choć złośliwi mówią, że Wilanów i Józefów i tak na zimę fruną do ciepłych krajów.
Od blisko roku widać, że smog stał się problemem politycznym. Ma to po części związek z nadchodzącymi wyborami samorządowymi: nikt nie chce ryzykować silnej krytyki społecznej, nawet jeżeli jest mocno uprzedzony do słowa „ekologia”. Kolejne województwa pracują albo już przyjęły uchwały antysmogowe. Dotyczy to Małopolski, Śląska, województw: opolskiego, dolnośląskiego, mazowieckiego, łódzkiego i wielkopolskiego. Dla nas wszystkich to dobra nowina – mniej zanieczyszczeń w skali kraju to większe szanse na dłuższe i lepsze życie dla milionów Polek i Polaków. Tym bardziej że marna jakość powietrza to nie jest problem jedynie metropolii, ale znacznej części polskich miast i miasteczek oraz terenów wiejskich, objętych suburbanizacją (po polsku należałoby to nazwać „uprzedmieściowieniem”). Warto też zwrócić uwagę na kilka kwestii, które mogą stanowić pole sporu samorządowych władz i obecnych sił opozycyjnych. Uchwały antysmogowe (czy ściślej: ich konkretna zawartość) z całą pewnością będą stanowiły jeszcze jedną polityczną kartę przetargową.
To nie jest klimat dla biednych ludzi
Spójrzmy choćby na przyjętą niedawno w Łódzkiem uchwałę antysmogową, która zakłada eliminowanie paliw niskiej jakości i dostosowanie instalacji cieplnych do wymogów niskoemisyjności. Ponadto, zgodnie z wolą samorządowców z woj. łódzkiego, w 2018 r. wprowadzony zostanie zakaz montowania w budynkach pieców, które nie spełniają europejskich norm. Uchwała zakazuje także stosowania paliw najgorszej jakości. Równocześnie jednak zawiera dość interesujące wyjątki: pozwala na funkcjonowanie ogrzewaczy pomieszczeń na paliwa stałe, czyli m.in. kominków oraz pieców kaflowych. Dlaczego?
Najprawdopodobniej choćby dlatego, że duża część starej łódzkiej zabudowy to kamienice, w których ogrzewa się piecami kaflowymi. A także starymi kozami. Jeśli pojadą państwo do Łodzi, to jedna rzecz rzuca się w oczy: nawet w lokalnych sklepach spożywczych można tam kupić brykiet drzewny. Nie dlatego, że taki ekologiczny, nic z tych rzeczy. Dlatego że tani – tak się ogrzewa łódzka biedota. A jest jej przecież niemało.
W skali kraju ubóstwo energetyczne to problem, który rzuca długi cień na podejmowane przez kolejne województwa uchwały antysmogowe. Fakty są następujące: Polska Grupa Górnicza i Jastrzębska Spółka Węglowa już zdecydowały o wycofaniu ze sprzedaży detalicznej węgla najgorszej jakości. A to równocześnie najtańsze paliwo, które służyło najuboższym. Rzecz jasna, nowe, zgodne z antysmogowymi uchwałami technologie mogą się opierać choćby na nie tak drogim koksie opałowym. Ale i tak nie unikniemy w skali kraju skoku cen za ogrzewanie. Co prawda, poszczególne województwa rozkładają na lata procesy modernizacji instalacji grzewczych, ale i tak niemała część skromnych polskich portfeli mocno to odczuje. Czy to oznacza, że wszystko powinno zostać po staremu? Nic z tych rzeczy.
Cywilizacyjny standard
Uchwałom antysmogowym powinny towarzyszyć programy wsparcia dla osób dotkniętych ubóstwem energetycznym – przekonuje Izba Gospodarcza Sprzedawców Polskiego Węgla (IGSPW) w liście otwartym skierowanym do sejmików wojewódzkich. Dlaczego? Uchwały antysmogowe mogą wpłynąć na wzrost cen węgla średnio o 30–50 proc. w ciągu najbliższych dwóch lat! A dla 80 proc. użytkowników koszt wymiany kotłów grzewczych wzrośnie od pięciu do ośmiu razy. Może to prowadzić do sytuacji, w której nawet 2,5 miliona gospodarstw domowych będzie żyło w ubóstwie energetycznym. Jeżeli ktoś chce na to patrzeć tylko politycznie, to mamy do czynienia z bombą zegarową. Jeśli ceny ogrzewania znacząco pójdą w górę, i nie pójdą za tym programy amortyzacji kosztów dla indywidualnych odbiorców, w ciągu kilku kolejnych lat wzrost niezadowolenia społecznego będzie faktem. A wyborcy nie będą tego postrzegali jedynie jako kwestii samorządowej.
Prezes IGSPW Łukasz Horbacz regularnie podnosi w mediach problem ubóstwa energetycznego. Nie robi tego charytatywnie, Izba skupia sto podmiotów dysponujących ponad 350 składami węgla w całej Polsce. To do nich trafia ponad połowa szacowanego na ponad 10 mln ton krajowego rynku węgla opałowego. Ale skoro nikt inny nie chce przy tej okazji rozmawiać o ubóstwie energetycznym, to świetnie, że przypominają o nim sprzedawcy polskiego węgla. Ich postulaty nie wykraczają przecież poza cywilizacyjny standard: choćby dofinansowanie do zakupu nowoczesnych kotłów węglowych oraz wsparcie w zakupie paliw węglowych. Niestety, również w wypadku ubóstwa energetycznego dobrze widać, jak może wyglądać karanie za biedę: ubodzy, żeby żyć jak ludzie, będą palili w piecach i kozach czym popadnie. W sytuacji braku sensownego wsparcia ze strony samorządów to na nich będą spadały administracyjne restrykcje i na nich spadnie odium trucicieli powietrza. I to oni wiciąż będą przez dobre pół roku marzli w niedogrzanych mieszkaniach. Warto, żeby ten problem dyskutowały również środowiska antysmogowe, a także politycy Prawa i Sprawiedliwości, inaczej zostanie on podporządkowany logice wielkomiejskiej klasy średniej.