Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Różnica poziomów

Kolejne tygodnie działalności premiera Mateusza Morawieckiego pokazują, że uczynienie z niego frontmena spraw polskich na arenie międzynarodowej było strzałem w dziesiątkę. Zaczynając od kwestii wizerunkowych, na merytorycznych kończąc.

Nie było dotąd szefa rządu biegle posługującego się językiem angielskim i niemieckim, i prezentującego się jako jeden z przedstawicieli europejskich elit w najlepszym tego słowa znaczeniu. Wiele zabiegów godnych lepszej sprawy stosowali niegdyś propagandyści PO, by wykreować na polityka formatu europejskiego Donalda Tuska, gdy ten był premierem, ale „europejskość” lidera Platformy sprowadzała się do poklepywania go po plecach. Nic innego nie dało się wykrzesać, bo ten po angielsku zaczął jako tako mówić dopiero po wielu miesiącach urzędowania w Brukseli. Na dodatek premier Tusk był zwykle w postawie petenta – polityka, jaką prowadził, miała zaprocentować i zaprocentowała wreszcie dobrym stanowiskiem w Europie dla niego samego, temu – osobistej karierze – była w gruncie rzeczy podporządkowana. Siłą rzeczy nie mógł więc prezentować się jako równoważny partner – i pewnie mu to nawet w głowie nie postało.

Pełniąca po nim obowiązki szefa rządu Ewa Kopacz stała się szybko symbolem tego, jak dalece brak kompetencji, obycia i stylu nie jest niestety przeszkodą w piastowaniu funkcji premiera Polski.

Migawki kroczącej po czerwonym dywanie Kopacz, błądzącej po nim, podtrzymywanej i kierowanej przez Angelę Merkel podczas uroczystego powitania w Berlinie, przejdą do historii najsmutniejszych zdjęć polskiej polityki zagranicznej. Innym – w wymiarze nie tyle wizerunkowym, ile merytorycznym – niesłychanie żenującym wydarzeniem w Berlinie była wizyta byłego ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, nazwana szybko „hołdem berlińskim”, podczas której nieobecny już na szczęście w polityce minister bił czołem przed wielkością i słusznością polityki niemieckiej. Gdy dorzucimy zdjęcia z wizyt zagranicznych byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego, z jego opowieściami w Białym Domu o „bigosowaniu” i „pilnowaniu żony”, rozsiadaniem się przy stojącej wciąż kanclerz Merkel czy włażeniem na krzesło w parlamencie Japonii, widać, jak było źle.  

Zwycięstwo PiS doprowadziło do zmiany fatalnych rządów i fatalnego stylu. Premier Beata Szydło musiała jednak szybko zderzyć się z inspirowanym przez PO huraganowym atakiem na Polskę, bardzo dobrze i mądrze broniła się w Parlamencie Europejskim, rzeczowo oraz spokojnie prezentowała i broniła polskich racji. Po zmianie na stanowisku premiera Mateuszowi Morawieckiemu udało się do tego dołożyć znaczący plus – atuty bezpośrednich rozmów, swobodnej dyskusji bez pośrednictwa tłumaczy oraz znajomość europejskich elit i zasad funkcjonowania biznesu. To dało Polsce wielki bonus – po wizycie ekipy polskiej w Davos posypały się słowa uznania, premier Morawiecki i prezydent Duda zrobili tam dobrą robotę. Atak na Polskę z powodu nowelizacji ustawy o IPN przykrył nieco ten efekt, ale kolejne wizyty szefa polskiego rządu przynoszą dobry plon i ku żalowi polityków PO widać odprężenie w relacjach z Komisją Europejską.

Na dodatek premier Morawiecki twardo powtarza podczas swoich rozmów na szczycie czy w wywiadach dla największych telewizji i gazet argumenty Polski w kwestii reformy sądownictwa, dywersyfikacji dostaw gazu do Europy, budowania silnej flanki wschodniej NATO oraz udziału Polaków w ratowaniu Żydów podczas II wojny światowej i polskich ofiarach niemieckich i rosyjskich zbrodni – i jest to dobrze słyszane na świecie. Polska prowadząca podmiotową politykę, budująca swoją pozycję jako równoprawny gracz w Europie i z tego właśnie powodu ostro atakowana i zderzająca się z interesami innych państw – ma szefa rządu, który ma wszelkie predyspozycje, by sprostać tym, mówiąc delikatnie, niebanalnym wyzwaniom. I ostatnie wizyty w Berlinie i Monachium, gdzie Morawiecki znów zrobił dobre wrażenie, to pokazały. To nie jest jakaś nadzwyczajna ofensywa zagraniczna, to normalna aktywność suwerennego rządu. Nadzwyczajna jest tylko przepaść, jaka dzieli obecny styl od tego niezwykle niskiego poziomu, do którego przyzwyczaili nas politycy PO.

 



Źródło:

Joanna Lichocka