Czytam ostatnio książkę „Stanisław August Poniatowski i Europa wieku świateł” wybitnego znawcy (polskiego) oświecenia Jeana Fabre’a. Książka po polsku ukazuje się ponad 70 lat od pierwszego wydania. Nie to jest jednak najważniejsze. Choć jest wymowne.
Fabre napisał ją na podstawie dokumentów pospiesznie wywiezionych z Warszawy we wrześniu 1939 r. W 1944 r. Niemcy spalili to, co zostało w stolicy niemal śmiertelnie ranionej Rzeczpospolitej. Są rzeczy, które da się wyliczyć. Lepiej lub gorzej wycenić. Ale to, co najgorsze w narodowym socjalizmie, najgorszym niemieckim wynalazku pooświeceniowej epoki, to grabież i dewastacja tego, co materia tylko zapośredniczała. Grabież i mord na ideach, pamięci, polskich tak i nie. I to mnie boli, że Polska to żywa rana, niemal cały XX w. I to mnie boli, że dla „oppositonsfuhrera” Tuska Polska to po prostu nienormalność. A po drugiej stronie są inni, którzy w katyńskim lasku strzelali, wybili naszą elitę. I druga książka: „Dziennik wojenny” Józefa Czapskiego. Takich ludzi chcieli nam wybić dziadkowie i ojcowie inicjatorów „polsko-rosyjskiego resetu”. Takich nam zabili. Polskość to nienormalność tylko dla tych, którzy czapkują przed demiurgami polskich krzywd.