Erich Fromm, a za nim Josef Pieper interpretują ją następująco: mleko uosabia to, co nam jest konieczne do zaspokojenia tych potrzeb, które umożliwiają nam życie. Jednak jesteśmy istotami, które nie zadowalają się samym faktem istnienia. Pragniemy, aby nasze życie było istnieniem usprawiedliwionym, dobrym i szczęśliwym. Taką egzystencję symbolizuje właśnie „miód”. A kiedy doświadczamy takiego istnienia? Wówczas, gdy jesteśmy kochani. Jean-Paul Sartre pisze: „Istotą szczęścia miłości jest to, że czujemy się usprawiedliwieni, że istniejemy”. Czy jednak ostatnio prawda ta nie jest kwestionowana? Spotkałem kilka dni temu bardzo kochającą zwierzęta dziewczynę, która wyznała, że wcale nie ma potrzeby bycia kochaną. Czy nie wyraziła ona poglądu dużej części dziewcząt i młodych kobiet? A jeśli tak, to rodzi się pytanie, jakie procesy doprowadziły do stłumienia tego fundamentalnego pragnienia. Kult bożków samorealizacji i hedonizmu, genderyzm i feminizm? Czy ten mentalny stan nie jest głównym źródłem zapaści demograficznej?