Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama
,Jan Pospieszalski,
18.12.2017 23:22

Prawo do prawdy i dobrego imienia

W programie dbałem, aby obie strony miały równe szanse. Policzyliśmy czas i okazało się, że więcej minut dostali zwolennicy ustawy.

Ustawa o zakazie hodowli zwierząt futerkowych wywołuje takie emocje, ponieważ przeplatają się tu racje etyczne, społeczne, biznesowe, a także, co zauważa w tekście sprzed tygodnia Joanna Lichocka, polityczne. Autorka zarzuca mi, że w programie o ustawie nie dochowałem rzetelności, nie informując, że zaproszeni eksperci reprezentują fundację powołaną przez hodowców i rolników. Owszem, podałem tylko nazwę, ale ich miejsce w studiu czytelnie wskazywało, po której stronie sporu stoją. Nie podałem wielu innych informacji. Np. jaką rolę w pracach nad ustawą ma fundacja Viva!, jakie są jej powiązania ze stowarzyszeniem Otwarte Klatki i ze współautorami ustawy. Ale Joanna Lichocka, przywołując Stowarzyszenie Czyste Środowisko, też pominęła, że jego działacze są oskarżani o próbę wyłudzenia ekoharaczu. W programie dbałem, aby obie strony miały równe szanse. Policzyliśmy czas i okazało się, że więcej minut dostali zwolennicy ustawy. Natomiast zgadzam się z Lichocką w ocenie Wojtka Muchy i Jacka Liziniewicza. To dobrzy dziennikarze. Mam nadzieję, że tak jak tropią patologie w hodowlach, opiszą działania ekoterrorystów. Że prześwietlą też fundację Viva! i biografię uczestniczącego w pracach nad ustawą obrońcy zwierząt, Wyszyńskiego. 

Joanna Lichocka, jak i Krzysztof Czabański mają doświadczenie dziennikarskie. Wiedzą, że dziennikarz dysponuje bardzo kruchym kapitałem – to wiarygodność i zaufanie. Nikt nie urodził się perfekcjonistą.

Zdarza się nieraz pominąć w opisie ważne informacje. Jednak oskarżenie dziennikarza o celową manipulację na rzecz biznesowego lobby (co robi Krzysztof Czabański) to poważna sprawa.

Niszczy zaufanie do niego i godzi w wiarygodność. Te oskarżenia pochodzą już nie od dziennikarzy, lecz od polityków rządzącej formacji, którzy nie tylko są stroną sporu, bo pracowali nad ustawą, ale też piastują funkcje nadzorcze nad mediami publicznymi. To zwykły konflikt interesów i jest to najdelikatniejsze sformułowanie z tych, które przychodzą do głowy.   
 

Reklama