Zapis jest nieprecyzyjny, daje lekarzowi władzę orzekania o stopniu niepełnosprawności i decydowania o życiu dziecka. Wystarczy tylko podejrzenie. Dziś ten wyjątek stał się polem powszechnych nadużyć. W konsekwencji unicestwiane są maleństwa na przykład z Zespołem Downa, choć ludzie z 21 chromosomem dzięki nowoczesnej terapii funkcjonują społecznie i dożywają 50 i więcej lat. Ponadto istnieje wiele przykładów, gdy mimo fatalnej diagnozy, nacisków lekarzy nakłaniających do aborcji, rodzice zdecydowali się urodzić i okazywało się, że przychodziły na świat zupełnie zdrowe dzieci. Zakładając jednak najbardziej dramatyczny wariant – jeżeli upośledzenie jest znaczne, nie daje dziecku żadnych szans, czy nie lepiej doprowadzić ciążę do końca i pozwolić dziecku umrzeć w warunkach opieki paliatywnej, z wykorzystaniem środków przeciwbólowych?
Wiem, że to trudne, traumatyczne doświadczenie, ale jeżeli względy natury religijnej (chrzest) czy moralnej (rodzice przyczyniają się do uśmiercenia dziecka) nie przemawiają, kwestia godnego pochówku dziecka i przeżycia żałoby dla dobrostanu psychicznego matki jest korzystniejsza. Jest jeszcze argument kulturowy. Przyzwolenie na prenatalną selekcję osób ze względu na „jakość życia” otwiera drogę do eutanazji, daje tym silnym i zdrowym prawo do decydowania o życiu i śmierci słabszych oraz chorych. Przyczynia się to do stygmatyzacji ludzi niepełnosprawnych, pogłębiając w społeczeństwie mentalność eugeniczną. Dziecko chore należy leczyć, a nie zabijać – a to, że diagnozę stawiamy przed urodzeniem, daje często większe szanse na skuteczną terapię. Troska o najsłabszych, solidarność z chorymi i walka o ich godność przesądzą o naszej kulturze i miejscu w historii.