I znów miliony litrów ścieków popłynęły do Wisły. Rafał Trzaskowski wielce się tym przejął i obiecał nie spocząć, póki sprawa oczyszczalni nie zostanie rozwiązana. Najwyraźniej ten gospodarski zapał i poczucie odpowiedzialności za jego miasto kazały mu w miniony weekend zjawić się nad Wisłą w środku nocy. Tam też, o dziwo nie w miejscu, w którym powstał zastępczy kolektor do Czajki, lecz w jednym z modnych i droższych warszawskich klubów, najwyraźniej w trosce o dobrostan współobywateli postanowił wziąć na swe barki kolejne wyzwanie i zastąpić didżejkę, która w jego przekonaniu nie miała pojęcia o funku i nie dbała o taneczne potrzeby zgromadzonych. Dość pokpiwań. Zimny dreszcz mnie przeszedł, gdy spróbowałem sobie wyobrazić, jak wyglądałaby prezydentura Polski w wykonaniu Trzaskowskiego. Na osłodę pozostaje myśl, że z taką samą pracowitością będzie budował swój ruch społeczny, którego inaugurację co rusz przekłada. Być może wciąż nie znalazł odpowiedniej muzyki na tę okazję.
Pan Rafał na włościach
Rok po największej katastrofie ekologicznej ostatnich lat mamy kolejną, w tym samym miejscu i z tego samego powodu. Przez 12 miesięcy władze Warszawy nie zrobiły nic, by zapobiec ponownej awarii oczyszczalni Czajka.