Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
,Marek Bober
03.08.2024 14:26

Ostrożnie z euforią. Kamala Harris jeszcze nie wygrała

Entuzjazm sporej części lewicowego establishmentu na wiadomość, że obecna wiceprezydent Kamala Harris zastąpi prezydenta Joego Bidena w wyścigu wyborczym, jest powoli tonowany. Dzieje się tak nie tylko ze strony republikanów i sympatyków Donalda Trumpa. Nastroje schładzają bowiem środowiska przychylne jej i demokratom. Zauważają, że po chwilowym wzroście słupków poparcia czeka ją zderzenie z rzeczywistością, które wcale nie będzie łatwe.

Jeśli ostatecznie była prokurator z Kalifornii będzie oficjalnym kandydatem Partii Demokratycznej na prezydenta, to z oceną w pełni wiarygodnych sondaży wyborczych należałoby się wstrzymać nie tylko do konwencji demokratów w Chicago, która formalnie potwierdzi jej aspiracje. Należy bowiem poczekać na koniec wakacji, za który tradycyjnie w USA przyjmuje się pierwszy poniedziałek września, czyli tutejsze święto pracy. Wtedy to dopiero zaczną pojawiać się badania poparcia oddające nam obraz tego, co może się wydarzyć w listopadzie. 

Trump jest blisko

Przypomnijmy, że do zwycięstwa potrzeba głosów 270 elektorów. Donald Trump, jeszcze z Joe Bidenem jako konkurentem, miał w miarę wygodną sytuację. Sondaże wyborcze w bardzo zdecydowanej większości dawały mu wygraną. Projektowano, że już mógł liczyć na 268 elektorów ze stanów tradycyjnie republikańskich lub pewnych do odzyskania. Wtedy by mu wystarczyło wygrać tylko w jednym z sześciu–siedmiu stanów „wahających się” (swing state) lub nawet zdobyć część elektorów w Nebrasce (w tym stanie oraz Maine głosy elektorów mogą być rozdzielone). Nawet bardzo niechętna Trumpowi telewizja CNN przyznawała, że republikanin tak bardzo dystansował Bidena, że mógł spodziewać się aż 315–320 elektorów. A to byłaby już polityczna miazga.

Już w dniu, w którym Biden zrezygnował i poparł swoją zastępczynię, sprzyjający demokratom i wyraźnie wrogi Trumpowi „New York Times” w artykule redakcyjnym wręcz zażądał, aby Harris nie startowała w wyborach. Dziennik ma bowiem „poważne obawy” co do jej szans na wygraną. Redakcja, chwaląc Bidena za decyzję o wycofaniu, odnotowała: „Zgadzając się ustąpić, gdy jego kadencja dobiegnie końca w styczniu, znacznie zwiększa szansę, że jego partia będzie w stanie ochronić kraj przed niebezpieczeństwami powrotu Donalda Trumpa na urząd prezydenta. Wybór pani Harris byłby rozsądną ścieżką dla demokratów; była ona kandydatką na wiceprezydenta u boku pana Bidena i chociaż w prawyborach nie oddano na nią głosów jako na kandydatkę na prezydenta, wyborcy prezydenta spodziewali się, że znajdzie się na liście w listopadzie”.

W dalszej części słynna nowojorska gazeta zwracała uwagę na prawybory. „Niemniej jednak delegaci partyjni powinni mieć możliwość podjęcia decyzji o takiej konsekwencji. Są inni wykwalifikowani demokraci, którzy mogliby zmierzyć się z panem Trumpem i wygrać, a wskazanie pretendenta bez prawdziwej rywalizacji pokazuje, że partia znalazła się w sytuacji namaszczenia sztandarowego kandydata, co do którego znaczna większość demokratów i niezależnych wyborców miała głębokie obawy. Chociaż jest późno, nadal jest czas, aby poddać czołowych kandydatów procesowi publicznej oceny przed rozpoczęciem konwencji nominacyjnej partii 19 sierpnia, aby w końcu poinformować o wyborze kandydata i zbudować poparcie społeczne” – czytamy. 

Dwa dni później „New York Times” analizował, że wiceprezydent jest najmniej „możliwą do wybrania” kandydatką demokratów na następcę prezydenta Bidena w wyborach. Choć dzisiaj wydaje się, że Harris zdobędzie – przy zmianie przepisów partyjnych – tę nominację jeszcze przed konwencją, to pewien sceptycyzm w sprawie jej osoby „Timesa” wart jest zastanowienia. Zwrócono bowiem uwagę na brak demokratycznego procesu wyboru nowego, faktycznego kandydata przez demokratów, jednocześnie unieważniając około 14 mln głosów oddanych na Bidena w prawyborach.

Analiza „Timesa” wykazała, że ​​Harris była „najbardziej ryzykownym” i najmniej realnym kandydatem, podczas gdy gubernator Josh Shapiro z Pensylwanii z kolei miałby największe szanse na pokonanie Trumpa.

Tonowanie nastrojów

Z optymizmem, ale tonując nastroje, podchodzi do nowej sytuacji znany strateg demokratów James Carville, który zasłynął, kierując udaną kampanią Billa Clintona w 1992 r. W ostatnich tygodniach otwarcie nawoływał do wycofania się Bidena i wyboru nowego kandydata. Teraz jednak ostrzega, że „oszałamiająca euforia” demokratów z powodu nowej kampanii prezydenckiej wiceprezydent Harris „nie będzie już zbyt pomocna” na dalszym etapie. Jego zdaniem demokraci powinni powściągnąć swoje nadzieje związane z wiceprezydent Harris. Republikanie bowiem na pewno postarają się nadrobić utracone wpływy. – Cały czas mówię, aby ludzie uważali. Aby nie odpływali za daleko – powiedział. – Jeśli tego nie wygramy, całe to dobre samopoczucie wyparuje i pójdzie na marne – dodał. 

Carville wyraził zaniepokojenie widoczną arogancją demokratów, odkąd Biden wycofał się i został zastąpiony przez Harris. Ostrzegł jednocześnie, że sprawy naprawdę nabiorą tempa, gdy tylko skończy się „miesiąc miodowy” nowej konkurentki Trumpa. – Tego rodzaju radosne uniesienie nie będzie już zbyt pomocne, ponieważ nie z tym przyjdzie nam się zmierzyć – uznał. – Myślę, że wiceprezydent, mówiąc językiem sportowym, potrzebuje naprawdę dobrego cutmana w narożniku, ponieważ szykują się potężne ciosy – komentował Carville. – Rozumiem, że ludzie czują się teraz znacznie lepiej i są podekscytowani, ale to podekscytowanie należy złagodzić realizmem, a realizm jest taki, że ona ma trudną kampanię do przeprowadzenia i ma też kilka rzeczy do zrobienia – ostrzegał. 

Inny z kolei strateg demokratów, znany z poprowadzenia dwóch kampanii wyborczych Baracka Obamy, David Axelrod, też studzi nastroje, mimo że wśród demokratów rośnie podekscytowanie kampanią Harris. A to były prezydent, jego zdaniem, ma wciąż przewagę. – Nadal uważam go za dość znacznego faworyta w tym wyścigu właśnie ze względu na wyzwania wyborcze – zaznaczył ekspert. 

Najnowsze sondaże w USA 

Jak wynika z sondażu przeprowadzonego przez Economist/YouGov, większość dorosłych Amerykanów uważa, że ​​wiceprezydent Harris „ma mniejsze szanse na wygraną w wyborach prezydenckich” niż Joe Biden. Badanie wykazało jednocześnie, że Trump wyprzedza Harris w listopadowym starciu o 3 pkt proc. Respondenci zostali zapytani: „W porównaniu z Joe Bidenem, czy uważasz, że Kamala Harris ma większe czy mniejsze szanse na wygraną w wyborach prezydenckich?”. Większość, dokładnie 32 proc., stwierdziła, że Harris ma „mniejsze szanse na wygraną w wyborach prezydenckich” niż Biden, a 28 proc. uważa, że ​​ma takie same szanse na wygraną jak obecny przywódca USA. Kolejne 26 proc. stwierdziło, że ma „większe szanse”, a 14 proc. pozostaje niepewnych.

Sondaż „Wall Street Journal” wskazał, że Trump wyprzedza Harris o 2 pkt, 49 proc. do 47 proc. wśród zarejestrowanych wyborców. Biden był gorszy od Trumpa o sześć punktów w sondażu tej samej gazety na początku lipca. Sondaż „New York Timesa”/Siena College podał natomiast, że Trump prowadzi o jeden punkt wśród prawdopodobnych wyborców, 48 do 47 proc. Sondaż „Timesa” z kolei powiększał przewagę Trumpa do sześciu punktów nad Bidenem ledwie miesiąc temu.
Harris już przekroczyła próg, aby zapewnić sobie nominację demokratów na prezydenta na początku ubiegłego tygodnia, otrzymując poparcie ponad 1968 delegatów – i jest mało prawdopodobne, że zmierzy się z jakimkolwiek poważnym konkurentem na Krajowej Konwencji Demokratów.