Nie wiem, jakie motywy kierowały Jerzym Owsiakiem, gdy ustąpił z kierowania WOŚP, ale naturalnym byłby ten, że poczuł się w jakimś stopniu współodpowiedzialny za to, co wydarzyło się na imprezie, której był organizatorem. Jego ustąpienie, bez względu na to, jak o tym mówił, uznać można było za posunięcie honorowe. Podczas imprezy, która była niewystarczająco ochraniana, doszło do morderstwa prezydenta miasta – każdy przyzwoity organizator po czymś takim podałby się do dymisji. Ale kolejne dni pokazały, że nikt w mainstreamie tak na to nie patrzy – elity III RP nie tylko nie mają cienia pretensji do organizatorów, że zasady bezpieczeństwa zdecydowali się ograniczyć do minimum. Że zamiast imprezy masowej, czym w istocie był finał WOŚP, zgłosili „zajęcie pasa drogowego”. Przeciwnie, wielkim chórem wzywały Owsiaka do powrotu. Wrócił więc, a elity systemu III RP powiedziały mu – nie ma sprawy. Podając się do dymisji, Owsiak okazał się w swoim odruchu przyzwoitszy niż środowiska, które go popierają. Dziś zobaczył, że nikt od niego tego nie wymagał.