Wyborcom PO, jeśli został tam ktoś jeszcze przyzwoity i są tam jeszcze jakieś naiwne oraz ufne lemingi, należą się słowa współczucia. Drewniany, nieutalentowany lider, układ postkomunistyczny narzucający wybory personalne i przebijające się słowa prawdy o „gangsterce” ze środka partii.
Wprawdzie grono wyborców PO topnieje, ale sondaże wciąż pokazują poparcie w okolicach 20 proc. Z sondażu firmy Estymator dla tygodnika „Do Rzeczy” wynika, że PiS cieszy się rekordowym, bo wynoszącym 50,2-procentowym poparciem. Ale PO w tym sondażu ma 22,9 proc. Opublikowany w tym samym czasie sondaż zrealizowany dla „Super Expressu” przez firmę Pollster wskazuje, że PiS ma 47 proc., a PO 19 proc. O ile najwyższe w historii poparcie dla PiS kompletnie nie dziwi, to jakim cudem w 2018 r. jest aż 20 proc. Polaków, którzy chcą głosować na formację Schetyny? Oczywiście pewnym wyjaśnieniem utrzymania się na tym poziomie poparcia upadłej formacji Sikorskiego i Pitery jest odpływ wyborców z Nowoczesnej i zupełnie beznadziejna z punktu widzenia lewicowo-liberalnych wyborców sytuacja na scenie politycznej. Oni kompletnie nie mają na kogo głosować. Ostatnia Rada Krajowa PO dowiodła zatem prawdziwości starego polskiego przysłowia: na bezrybiu i rak ryba.
Takim rakiem udającym rybę jest niby charyzmatyczny lider Grzegorz Schetyna. Nie ma chyba nic smutniejszego niż ten dubler przywódcy partii – jakkolwiek by się starał, nie przeskoczy własnych braków. Doskonale było to widać podczas Rady Krajowej. Fakt, że wydano na nią sporo pieniędzy.
Były światła, ekrany, reżyseria. Wszystko mogłoby z punktu widzenia PO się udać, gdyby nie to, że Grzegorz Schetyna wystąpił z przemówieniem. Ustawiono przed mównicą dwa promptery, ale czy były za daleko, czy światła reflektorów przeszkadzały w widoczności fraz podawanych na ekranach – raz na ten po lewej stronie, raz na prawej, tak, aby czytającemu narzucić zmianę kierunku ustawienia głowy i zwracania się do sali, dość że lider PO miał wyraźne kłopoty z czytaniem tekstu.
Tempo wrzucanych fraz było za szybkie i niekiedy musiał przyspieszać czytanie, połykając słowa.
Zdarzały się też chyba literówki, które go myliły. Niemrawe oklaski z sali, od czasu do czasu przerywające wystąpienie, powodowały gubienie wątku – urwane zdanie zostawało niedopowiedziane. Schetyna po prostu czytał następne. Przychodziło mu to wszystko z wysiłkiem i ta widoczna trudność czytania była na tyle uderzająca, że żaden aplauz aktywu partyjnego nie ratował wrażenia sztuczności i nawet lekkiego zażenowania na twarzach niektórych polityków PO. Nie było też w tych zdaniach z promptera niczego, co mogłoby porwać tłumy. – Polska jest oczywiście w ruinie przez politykę PiS, trzeba odsunąć PiS, odebrać PiS, zatrzymać PiS itp., itd. Oprócz jednej, zapowiadanej już wcześniej, propozycji zmian ustawy o IPN, lider największej partii opozycyjnej nie miał nic do zaproponowania. Grał tematyką międzynarodową, sądząc, że argumenty o tym, że Polska jest atakowana za granicą, podziałają na Polaków. Trywializując ten przekaz – rodakom będzie wstyd z tego powodu, że ukazują się artykuły krytykujące Polskę i właśnie dlatego zagłosują na PO. Bo wizerunek to kluczowa sprawa. O racji stanu – ani cienia myśli. Gdy doda się do tego prostackie i wulgarne wystąpienia takich postaci, jak Radosław Sikorski, mizeria intelektualna PO może przybić najmniej wymagającego wyborcę tej partii.
Słabość przywództwa widać też wyraźnie w kontekście walki wewnątrz PO o to, kto ma startować w wyborach na prezydenta w Gdańsku. Rywalizujących ze sobą polityków PO wyprzedził obecny prezydent Paweł Adamowicz, skompromitowany sprawą niewyjaśnionych źródeł majątku zatajonego w oświadczeniach, z postawionymi już przez prokuraturę zarzutami. Mimo sprzeciwu Schetyny ogłosił, że będzie kandydował na prezydenta Gdańska bez względu na akceptację partii. To stanowi jednoznaczne wypowiedzenie posłuszeństwa liderowi PO przez funkcjonujący od kilkunastu lat układ gdański, który nie zgadza się na jakiekolwiek naruszenie status quo.
Innym ciekawym przypadkiem w PO okazał się Jacek Wojciechowicz. Ten wieloletni polityk PO i wiceprezydent Warszawy nagle postanowił zaatakować własne środowisko. „W PO nie ma mowy o demokracji” – ogłosił w „Dzienniku”. Żalił się też na Hannę Gronkiewicz-Waltz i na sposób działania w partii: „robienie polityki to jest gangsterka i oszustwo”. Ocenił także samego lidera. „To jest polityk w stylu cinkciarza spod Pewexu z lat 70. albo takiego faceta, co to gra w trzy kubki” – powiedział o Schetynie.
Wyborcy PO, jeśli nie zostali w ich szeregach sami byli cinkciarze, mają zaiste reprezentację na takim poziomie, że naprawdę należy im współczuć.