Jeśli liczyć liczbę rezolucji, to stan praworządności w Rosji zdaniem eurodeputowanych jest kilkadziesiąt razy lepszy niż w Polsce, albowiem nad prawami człowieka w kraju Putina nie debatowano wcale. Za to najostrzejsze akapity rezolucji poświęcono powstającej komisji do zbadania rosyjskich wpływów, co samo w sobie dowodzi, jak silne te wpływy są w Brukseli. Grupa trzymająca władzę nad Europą dobrze już wie, choćby śledząc serial „Reset”, że jej pupilek Donald Tusk nie wywinie się z przeprowadzonego na serio audytu dotyczącego współpracy z Putinem, a to stanowiłoby zachętę do poważnego przewietrzenia europejskich salonów z ruskich zależności. Różnica jest taka, że prawdziwe tłuste koty, jak Schröder czy Fillon, dostały od Putina naprawdę wielką kasę, Tusk dostał relatywnie małą pensyjkę „króla Europy”.
Na Zachodzie bez zmian
Europarlament wydał z siebie kolejną, entą już, rezolucję w dramatycznym tonie opisującą rzekomo zdruzgotane przez rząd w Warszawie praworządność, demokrację, wartości europejskie etc. Całe szczęście, że na straży tychże wartości stanęli eurodeputowani Eva Kaili i Marc Tarabella, którzy z pewnością już odczuli resocjalizacyjne skutki belgijskiego systemu penitencjarnego i otoczą opieką więdnącą opozycję w Polsce.