Nawrocki w wywiadzie dla #GP: Silna Polska liderem Europy i kluczowym sojusznikiem USA Czytaj więcej w GP!

Marzenie Dziadka Olka

W Elblągu, mieście, w którym spędzałem jako dziecko wakacje i święta, w miejscu, gdzie znajdują się groby moich dziadków, trwa w gruncie rzeczy kuriozalna polityczna debata. To spór o kropkę nad „i” w sprawie, o której właśnie jako dziecko słyszałem po raz pierwszy od mojego dziadka Aleksandra.

Przekop mierzei, podobnie jak kilka innych spraw, leżało na sercu Dziadkowi Olkowi, bo tak na niego mówiliśmy. Marzył o poważnej roli miasta, do którego sprowadził się, jak rodziny większości dzisiejszych mieszkańców Elbląga, po II wojnie światowej. Dziadek Olek w Elblągu spędził w zasadzie całe swoje dorosłe życie. Tu pracował, mieszkał, założył rodzinę, wychował dzieci i wnuki. Odpoczywał również w okolicy. Kiedy jeździł ze mną do Krynicy Morskiej, opowiadał mi również o tym pomyśle. Przekopie Mierzei Wiślanej. Dziś przekop istnieje, a budowana jest droga wodna, jaka prowadzić ma z portu w Elblągu na pełne morze. To jedna z rzeczy, które mogą podnieść status Elbląga do tego, na który to miasto z 800-letnią historią z pewnością zasługuje i o jakim marzył Dziadek Olek. Jednak żeby tak się stało, konieczne jest uruchomienie tego projektu. 

Dziś spór trwa o kontrolę nad bytem, który za chwilę stanie się jednym z najważniejszych podmiotów w mieście. Elbląski port, kiedy już będzie początkiem szlaku wodnego na pełne morze, ma szansę mieć dla miasta takie znaczenie, jakie dzisiaj dla Gdyni, Gdańska czy Świnoujścia mają te porty. Podaję te przykłady nieprzypadkowo, bo każdy z nich jest świetnie prosperującym przedsiębiorstwem, które stanowi punkt ciężkości dla życia gospodarczego całych regionów. Porty te są spółkami należącymi do skarbu państwa. Ale nikt nie mówi, iż fakt, że to państwo polskie decyduje o składzie zarządu czy rady nadzorczej tych spółek, świadczy o tym, że są „ukradzionym przez warszawski rząd majątkiem miejskim”. Nie, są podmiotami, które stanowią narzędzie realizacji polityki morskiej państwa polskiego i jednocześnie jedno z kół zamachowych gospodarki w rozumieniu dużo szerszym niż tylko lokalnym. Dokładnie tak samo może być z portem w Elblągu. Aby to się stało, musi on powstać. Drogi są dwie: albo samorząd wyłoży setki milionów złotych w rozbudowę portu, albo znajdzie kogoś, kto to zrobi. Ten ktoś nazywa się inwestorem. Jednak inwestor, jak sama nazwa wskazuje, wkłada swoje pieniądze, licząc na coś w zamian. Konkretnie zysk. Ten uzyskuje się w gospodarce rynkowej, przejmując udziały. Przy wielkich pieniądzach są to udziały, które oznaczają najczęściej prawo podejmowania decyzji. 

Dziś właścicielem portu w Elblągu jest miasto, które swoich pieniędzy nie ma. Wydawca portalu PortEl pan Włodek Gęsicki pisze o sprawie tak: „Okrutna prawda jest taka, że zamiana obecnego parkingu dla TIR-ów w port z prawdziwego zdarzenia wymaga ogromnych nakładów inwestycyjnych, których miasto na pewno nie będzie w stanie udźwignąć. Trudno sobie na przykład wyobrazić ten »czwarty port Rzeczpospolitej o strategicznym znaczeniu dla kraju« bez bocznicy kolejowej. Czy znowu ma się pojawić ze strony rządu argument, że skoro tory będą przebiegać przez tereny miasta, to miasto powinno sfinansować ich położenie? Ponieważ na horyzoncie nie jawi się żaden inwestor, który chciałby w rzece Elbląg umoczyć setki milionów złotych, miastu jako właścicielowi portu pozostaje tylko dogadanie się z rządem. Nie może to jednak być, tak jak dotychczas, rozmowa na zbójeckich zasadach, z przystawionym do skroni pistoletem”. Nikt oczywiście nikomu nie przystawia do głowy pistoletu. Pan Gęsicki, pomimo że najwyraźniej trudno jest mu wznieść się ponad własne uprzedzenia polityczne, to jednak zauważa rzecz istotną. W tej sprawie faktycznie trzeba się dogadać. Warto jednak przy tej okazji przyjąć do wiadomości dwie rzeczy. Po pierwsze, że zakup udziałów nie jest groźbą pozbawienia życia poprzez przystawienie pistoletu do skroni, lecz szansą dla miasta i jego mieszkańców na większe zarobki i na podniesienie standardu życia. I po drugie – że istnieje inwestor, który chce w ten port zainwestować. Właśnie zainwestować, a nie „umoczyć pieniądze w rzece Elbląg”. Tym inwestorem jest państwo polskie. To ten sam inwestor, który przez kilkadziesiąt lat zapominał o Elblągu. I właśnie przez to zapomnienie marzenie Dziadka Olka tak długo nie mogło się spełnić. 
 

 



Źródło: Gazeta Polska

Michał Rachoń