Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama

Łzom Moskwy nie wierzę!

W rosyjskim internecie znalazłem nie jakiś tam mem, lecz wyrafinowane dzieło graficzne, przedstawiające na czarnym żałobnym tle stół gotowy do stypy, na którym wedle tutejszego zwyczaju stoi „stakan” z wódką nakryty kromką zagrychy – dla nieboszczyka. A jest nim najwyraźniej rosyjskie imperium, gdyż stół – jak niegdyś dla komunistycznych prezydiów – zaściela czerwona płachta-całun w kształcie mapy Federacji Rosyjskiej. Poniżej widnieje zadane czerwonymi literami ponure pytanie: „Czy ziemia lekką nam będzie?”.

Chciałoby się donieść Rosjanom, że ta kwestia została już rozstrzygnięta w momencie odkrycia światu ich ohydnych zbrodni w Buczy, a potem w setkach innych skrwawionych miast i wsi Ukrainy. A więc lekko wam nie będzie, nawet po śmierci, tam już grzeją kotły ze smołą, a tu – trybunały międzynarodowe. To w trybie indywidualnym, w skali państwa zaś ten postaw szkarłatnego płótna już trzeszczy szarpany wcale nie z zewnątrz, ale od środka. Ponieważ szkoda byłoby ogromnych połaci potrzebnych do pochowania tak wielkiego monstrum, zostanie ono najpierw rozczłonkowane, z radosnym współdziałaniem własnych obywa… – co też ja – poddanych zbuntowanych rabów.

Największe samobójstwo w dziejach ludzkości

Wszystko zresztą wskazuje na to, że wprawdzie są na świecie Rosjanie, a wśród nich nawet całkiem porządni, czasem wręcz szlachetni ludzie, to żadnej Rosji nie ma od dawien dawna. Paradoksalnie, ostatnie tchnienie wydała podczas obalania „kultu jednostki” przez Chruszczowa, który zwalając na Stalina wszystkie bolszewickie zbrodnie, niechcący zlikwidował rodzący się za sprawą satrapy podczas wojny rosyjski patriotyzm. Przyduszony klęskami Gruzin odwołał się do jedynej wunderwaffe – rosyjskości, którą na gwałt zastąpiono internacjonalizm i komunizm, którego nikt by nie chciał bronić, na co wskazywały miliony poddających się Niemcom sowieckich „bojców”.

Był to patriotyzm lichej jakości, siermiężny, sztukowany atrapą prawosławia w przywróconej do istnienia Cerkwi, ale tyle wystarczyło, by krwią oszukanych i samooszukujących się utrzymać imperium. Dziś jednak mimo flag i orłów z czasów carskich Rosja znikła, podobnie jak Lenin, Stalin, Dostojewski, Gorbaczow i Czajkowski. Dlaczego – nie da się odpowiedzieć w felietonie, czytajcie mądre książki, np. prof. Andrzeja Nowaka, ale i Rosjan, i Francuzów – bo pisali o tym Władimir Bukowski i Michaił Epstein, i Alain Besançon, a dwa wieki przed nim jego rodak, nazbyt bystry podróżnik po imperium Mikołaja I „Pałkina”, markiz Astophe de Custine.

Jak zwrócił uwagę na swej stronie internetowej często ostatnio tłumaczony przeze mnie amerykański filozof rosyjskiego pochodzenia Michaił Epstein, podczas ostatnich mściwych ostrzałów ukraińskich miast przez rosyjskich barbarzyńców miał miejsce iście symboliczny fakt – rakieta zniszczyła także pomieszczenia katedry filologii rosyjskiej Uniwersytetu Kijowskiego: „Rakietami zadaje się ciosy rosyjskiemu językowi i literaturze, obrazowi Rosji w całym świecie – wszystkiemu, co dobre i twórcze w przeszłości tego kraju i co sam on teraz niszczy w przystępie samounicestwienia. Niszczy swoją ojczyznę duchową, Ruś Kijowską, ojczyznę swego języka i wiary. To nie jest po prostu błąd czy zbrodnia – to samobójstwo, chyba największe samobójstwo w dziejach ludzkich. O ile zabójcom dostępna jest skrucha i można się za nich modlić, to samobójca pozbawia się religijnego pochówku i mszy żałobnej. Co zaś czeka kraj samobójcę, aż trudno sobie wyobrazić”.

Spacer Wielkorusa po warszawskich Łazienkach

I zaraz pod tym tekstem pojawił się wpis jakiejś Rosjanki, która ze wzburzeniem wytknęła filozofowi, że on tu pisze o „katedrze filologii rosyjskiej”, podczas gdy niewdzięczni za przyniesienie im wielkiej rosyjskiej kultury Ukraińcy całkiem niedawno przemianowali ją bezczelnie na „katedrę filologii wschodniosłowiańskiej”, co wnosząc z tonu owej niewątpliwej inteligentki moskiewskiego pokroju, całkowicie równoważyło swoim barbarzyństwem zbrodnie i gwałty armii rosyjskiej…

No dobrze, to jakaś paniusia z pretensjami, ale pogrzebmy w rosyjskiej duszy. Oto w ostatniej chwili, jak sam pisze, udało się przez Finlandię uciec z Rosji szanowanemu tam uczonemu i działaczowi społecznemu, prof. Andriejowi Zubowowi. Jest on liderem jednej z kanapowych partii opozycyjnych o profilu dość mętnym, ni to demokratycznym, ni to monarchistycznym. Ów zacny mąż „dzięki polskiemu koledze” znalazł schronienie w Polsce i oto dzieli się ze swoimi licznymi followersami na FB głębokimi refleksjami, jakie naszły go, gdy spacerował po Łazienkach Królewskich w słońcu złotej polskiej jesieni.

Już wstęp do tych rozmyślań wybitnego historyka opozycjonisty zjeży każdego normalnego Polaka, bo prof. Zubowowi Łazienki nie kojarzą się zbytnio ani z ostatnim królem Polski (choć go wspomina), ani z mieszkającym i zmarłym w Belwederze Piłsudskim, ale… z pierwszym lokatorem tego pałacyku, wielkim księciem Konstantym, „namiestnikiem Carstwa Polskiego”.

Uczony nie omieszkał z typowo rosyjską subtelnością uczynić nam drobnego wyrzutu: „Cała ta rosyjska część składowa Łazienek zgoła niebliska jest polskiemu dyskursowi kulturalno-historycznemu i została poddana zapomnieniu. Ale ja nie mogłem o niej nie wspomnieć poprzez całą gorycz utraconej ojczyzny. Może ową gorycz jeszcze bardziej zaogniły rozmyślania o przeszłości. O przeszłości, która się Rosji nie udała...”.

Ucieczka od życia w wiecznej zimie

I przyszłość się też, z Bożą pomocą, nie uda! Pomijając już godną prawdziwego Moskala niewrażliwość na uczucia goszczących go Polaków, którym świeci w oczy „niesłusznie zapomnianym” zamordystą Konstantym, przejdźmy do sedna jego wynurzeń, a mianowicie porównania uciekających masowo przed poborem Rosjan do… walczących do ostatka z bolszewizmem bojowników „Białej gwardii” z czasów wojny domowej.

Pan profesor widzi to tak: „Tak samo jak w latach 1917–1923 ratowali się oni od życia nie do zniesienia w ojczyźnie, woląc gorzki chleb obczyzny od totalnego kłamstwa i służenia apokaliptycznemu złu Antychrysta. Jak wtedy porzucili swoje domy, swoje uporządkowane życie, często – rodziców, żony, dzieci. W ciągu trzech tygodni po 21 września z Rosji wyjechało niemal tyle samo uchodźców, ile za wszystkie lata tamtej wojny domowej – wówczas milion i teraz około miliona. W trzy tygodnie tyle co w pięć lat. I tak jak wtedy, w latach 20. ub.w. rosyjski exodus powinien stać się wielkim przesłaniem i do Rosji, i do świata, że dusza Rosji żyje, że bynajmniej nie wszyscy ukorzyli się i tym bardziej nie wszyscy skazili się satanizmem, przesłaniem, że żywe serce Rosji bije i nie godzi się ze złem. I złotą polską jesień tak piękną w parku Łazienkowskim zastąpi rosyjska wiosna. Wiosna prawdy i miłości, którą powinniśmy wyhodować w swych sercach na obczyźnie i przynieść ją do ojczyzny. I tak będzie!

Rosja zaznała różnych czasów, także trudnych, jak zresztą każdy inny kraj, jak i Polska, która tyle wycierpiała przez Rosję. Ale dziś Polska skutecznie buduje swoją przyszłość. Zbuduje ją i Rosja. Na pewno!”.
No to mam dla rosyjskiego uczonego męża, demokraty i humanisty oraz wszystkich podobnie myślących Moskali złą wiadomość, a właściwie cały ich pakiet. Naszej złotej polskiej jesieni nie zastąpi żadna tam rosyjska wiosna, bo ich ukochane imperium czeka wieczna zima.

A „na pewno” to Rosja zbudować może co najwyżej kryptę nad mogiłą swej byłej potęgi, co właśnie usilnie czyni. I w tym jej Polska ze szczerego serca dopomoże!

Reklama