Najbardziej narażone na neoimperializm Rosji są te kraje, które leżą w jej sąsiedztwie. Tutaj też od dłuższego czasu toczy się wojna hybrydowa przybierająca postać aktów sabotażu i dywersji, prowokacji, niszczenia infrastruktury krytycznej czy działań cyberprzestępczych. Doskonale rozumieją to władze Litwy, dlatego sukcesywnie wzmacniają swoje zdolności w zakresie bezpieczeństwa i odcinają się od agresora.
Zwieńczenie tego ostatniego procesu nastąpi 8 lutego, gdy odłączone zostaną linie energetyczne łączące Litwę z Rosją i Białorusią. Oczywiście dotyczy to też pozostałych krajów bałtyckich: Łotwy i Estonii. W sferze bezpieczeństwa Litwa podjęła decyzję o zwiększeniu wydatków na obronność do 5–6 proc. PKB w ciągu najbliższych lat. Tym samym nasz sąsiad błyskawicznie odpowiedział na apel prezydenta USA Donalda Trumpa, by pułap wydatków na ten cel podnieść z obecnie wymaganych w NATO 2 proc. właśnie do 5 proc. Litwa chce sprostać wyzwaniu rzuconemu przez Trumpa, bo zdecydowanie podniesie to jej zdolności obronne. Bez większych nakładów niemożliwe jest rozwijanie armii, kupowanie nowoczesnego uzbrojenia i tworzenie nowych jednostek. A to konieczność, gdy ma się wspólną granicę z agresorem i jego przystawką.