Wiadomość, że resort Poświaty i Masturbacji pod światłym kierownictwem ministry Nowackiej zamierza dokonać generalnej lustracji lektur szkolnych, przeleciała jak wicher po wszystkich składnicach surowców wtórnych. Inna rzecz, że wszyscy mówili o tym, czego należy pozbyć się z domowych biblioteczek, zanim zaczną nas odwiedzać patrole inspekcji inteligencko-chłopskiej.
Już skoro świt przed pobliskim punktem skupu ustawiła się spora kolejka. Szybko bowiem rozeszła się wiadomość, że oddając zbędne, wręcz szkodliwe woluminy, można otrzymać ekwiwalent w gotówce, a nawet w barterze dostać różne cenne towary w rodzaju papieru toaletowego z zapachem wielkiego świata. Co prawda dwóm pijaczkom, którzy przynieśli komplet dzieł Mickiewicza, odmówiono luksusowych alkoholi, ale zadowolili się przemysłowym denaturatem. Wdowie po pisarzu z taczkami pełnymi takich cymeliów jak „Boska komedia”, dzieła Szekspira, „Iliada” i „Odyseja”, zaproponowano ciepłe płaszcze i koce. Zjawiły się też dzieciaki z uradowaniem ciskające na kupę „W pustyni i w puszczy”, „Powrót taty” i „Janka Muzykanta”. W zamian młodsze dostały lizaki, a starsze prezerwatywy. Beznogi skrzypek oddał „Katarynkę” Prusa, emerytowany esbek „Syzyfowe prace”, a leciwa feministka „Śmierć pułkownika” z Emilią Plater na okładce. Towarzystwo spod ośmiu gwiazdek przyniosło osiem egzemplarzy „Zemsty” Fredry oraz „Żonę modną”.
Przypadkowości nie było – trzy cenzorki z pobliskiej Biblioteki dla Nieczytających sprawdzały towar pod kątem przydatności. Chętnie odpowiadały też na pytania: – Dlaczego dajemy na przemiał kronikę Gala? – Bo anonim! – A „Quo vadis”? – Bo litery „q” nie ma w polskim analfabecie. Pod wieczór pobliska papiernia stwierdziła, że nie przerobi tego nawet w rok. Z resortu Chamstwa i Zawłaszczenia rzucono więc pomysł, aby w celu wychowawczym urządzić imprezę w rodzaju światło i wdzięk. Nadwyżki miano spalić na stosie z towarzyszeniem śpiewu, tańca i rozdawania czerwonych serduszek. Szczególnie gorliwi sugerowali posłanie na stos niepoprawnych czytelników chomikujących po domach niepotrzebną i niebezpieczną makulaturę, ale resort w swej mądrości powściągnął te zapędy, twierdząc: „Na wszystko przyjdzie czas”.