Takich działań nie podejmuje się podczas wojny – a mamy de facto stan wojny nie tylko w Strefie Gazy. Decyzji takich nie podejmuje się, nie będąc w stanie wskazać, gdzie właściwie na mapie leży kraj, którego istnienie uznajemy. Decyzji takich nie podejmuje się w ramach działań public relations, a o to podejrzewam zwłaszcza stolice europejskie. W obliczu doniesień ze Strefy Gazy rośnie bowiem w wielu krajach nacisk na rządy, żeby „coś zrobiły”. Tyle że niczego zrobić realnie nie mogą: nie zmuszą Izraela do zmiany polityki, nie rozbiją sojuszu Izraela i USA. Owo „zrobienie czegoś” przejawia się więc w warstwie symbolicznej, co nie znaczy, że nieważnej. Ten propalestyński zwrot osłabia jedność Zachodu w chwili, gdy rośnie zagrożenie ze strony Rosji i Chin, jest też pokazem populistycznego antyamerykanizmu: USA tego nie chcą? To zrobimy im na złość! Za cła, za Trumpa, za lekcje J.D. Vance’a o wartościach Zachodu. Cena będzie wysoka.
Kto tu jest populistą
Decyzja Wielkiej Brytanii, Kanady, Australii i kolejnych krajów (Francja, Portugalia) o uznaniu istnienia państwa palestyńskiego to fatalny błąd.
 
                     
                         
                         
                         
             
             
            ![Rutkowski ujawnia kulisy zatrzymania Andrzeja R.! Zaskakujące powiązania z politykiem KO [WIDEO]](https://files.niezalezna.tech/images/imported/blaskonline/thumbs/43435.png?r=1,1) 
             
             
             
            ![Mural na miarę serca! Warszawska szkoła zrobiła niespodziankę, która wzruszyła całą Polskę [ZDJĘCIA]](https://files.niezalezna.tech/images/imported/blaskonline/thumbs/1-10.png?r=1,1)